Alek Rogoziński, „Do trzech razy śmierć”, seria „Róża Krull na tropie”, tom 1 – RECENZJA

Róża Krull, poczytna autorka powieści kryminalnych, otrzymuje zaproszenie na zjazd pisarek do pewnego dworku pod Krakowem. Gdyby nie jej menadżer, Pepe, za skarby świata nie wybrałaby się na tę imprezę. Powiedzieć bowiem, że Róża nie przepada za swoimi koleżankami po piórze, to nie powiedzieć nic („Prawie żadna z nich nie jest normalna. Albo mają depresję, albo pierdolca”). Pomijając fakt, że w ogóle zdecydowanie lepiej czuje się w towarzystwie mężczyzn niż kobiet, o pisarkach – poza nielicznymi wyjątkami – ma jak najgorsze zdanie, ugruntowane dodatkowo przez bardzo przykre doświadczenia w nawiązywaniu damskich przyjaźni w literackim światku. Nie przekonuje jej nawet perspektywa otrzymania nagrody za całokształt twórczości („Przecież to się wręcza jakimś stojącym nad grobem staruszkom z balkonikiem”). Ostatecznie nie ma jednak wyboru i wyrusza do Kopielnik, choć towarzyszą jej złe przeczucia. I słusznie…

Na – ujmując rzecz słowami Róży Krull – „cholernym sabacie” spotykają się pisarki wszelkich gatunków, począwszy od romansów na horrorach kończąc. Śmiało można powiedzieć, że są wśród nich same indywidualności, choć jedna wyróżnia się szczególnie. To diwa pisarskiego świata, Kika Luna, osoba potwornie pretensjonalna, przekonana o własnej wartości (nie tylko w dziedzinie literatury), a przy tym nie tylko nielubiana, ale znienawidzona wręcz przez całą branżę wydawniczą. Kika Luna swoim zwyczajem przejmuje palmę pierwszeństwa wśród koleżanek po fachu, chce poprowadzić zjazd według swojego scenariusza, ale jej plany zostają szybko pokrzyżowane. Zostaje popełnione morderstwo. W dodatku morderca zdaje się wcielać w życie jeden z kryminałów Róży…

Pierwsza część serii „Róża Krull na tropie” Alka Rogozińskiego – „Do trzech razy śmierć”, zaczyna się obiecująco, musicie to przyznać. Jest świetny pomysł, jest humor – znak rozpoznawczy autora, następuje ciąg zabawnych zdarzeń, w które wikła się główna bohaterka… a jednak coś tu nie do końca zagrało. Z zapałem zabrałam się do lektury, lecz nie skończyłam jej w pełni usatysfakcjonowana.

Ale po kolei – zacznijmy od tego, co dobre. Alek Rogoziński otwiera przed czytelnikiem drzwi do świata polskich pisarzy, a ściślej – pisarek. Owszem, opisuje to środowisko z przymrużeniem oka, niby to uroczyście oświadcza, że wszystkie postaci powieści są fikcyjne, a „postać Róży nie była inspirowana żadną żyjącą (w Gdańsku) polską pisarką”. Niemniej nawiązania do literackiego świata, czytelniczych portali, literackiej blogosfery (nie dość, że powieściowe pisarki przejmują się opiniami blogerek, to jeszcze trzy realnie istniejące blogerki występują w książce jako epizodyczne postaci) są bardzo czytelne i – doprawdy – nietrudno się domyślić, że w tym żarcie jest sporo prawdy. Okazuje się więc, że polskie autorki, choć żadna się do tego nie przyznaje, bardzo przejmują się recenzjami swoich książek, że zdarza im się pisać pod pseudonimami niepochlebne opinie na temat twórczości swoich konkurentek, a ich spotkania nie ograniczają się wcale do intelektualnych dysput kulturalnych dam. Odważnie, Panie Autorze, bardzo odważnie:)

Podoba mi się zabawa z klasyką kryminału. Akcja rozgrywa się w zamkniętej przestrzeni odrestaurowanego dworku, zbudowanego na odludziu, otoczonego bagnami. Niczym w wielu powieściach Agathy Christie otrzymujemy więc jasny komunikat: „morderca jest wśród nas”. Nie dość tego – rozwiązanie kryminalnej zagadki przedstawia komisarz Darski, który – niemalże jak słynny Herkules Poirot – wyjaśnia zebranym w jednym miejscu postaciom powieści szczegóły dokonanej zbrodni. Nie dziwi mnie też wcale porównywanie twórczości Alka Rogozińskiego do królowej polskiej komedii kryminalnej, Joanny Chmielewskiej. Wszak główne postaci książek Chmielewskiej to niemal zawsze kobiety, niepozbawione wad, z dużym poczuciem humoru oraz nieograniczonymi możliwościami wplątywania się w rozmaite afery, z kryminalnymi na czele. Wspomnę wreszcie, że w prologu powieści Rogozińskiego, w którym trzy tajemnicze kobiety stoją na leśnej polanie nad świeżo wykopanym dołem – grobem, zobaczyłam złowieszcze trzy Wiedźmy z „Makbeta” (ale tego nawiązania doszukałam się już pewnie sporo na wyrost).

Jeśli powtórzę teraz raz jeszcze, że książka Alka Rogozińskiego rzeczywiście jest zabawna, sporo w niej humoru sytuacyjnego, postaciowego (większość bohaterów jest wprawdzie mocno przerysowana, ale taka jest konwencja gatunku), śmieszą rozmaite nawiązania do współczesnej polskiej rzeczywistości – zapytacie: „Co w takim razie jest nie tak?”. Otóż najsłabszym ogniwem książki jest moim zdaniem akcja. Tak, cały czas coś się dzieje, a jednak wydarzenia nie porywają, nie zaskakują. Brak jest tu nieoczekiwanych zwrotów, być może elementów komedii omyłek. Zakończenie nie szokuje, co oczywiście można by wybaczyć, gdyby czytało się książkę z wypiekami na policzkach, a przynajmniej dużym zaciekawieniem. Ja ją po prostu doczytałam do końca.

Na to pewne rozmycie się akcji wpłynął być może fakt wprowadzenia do powieści bohaterów niemal równoważnych głównej bohaterce, Ruży Krull. Myślę tu o postaci przystojnego komisarza Darskiego, a przede wszystkim o jego uroczej narzeczonej, Betty, związanej niegdyś z branżą wydawniczą i pojawiającej się w podkrakowskim dworku w roli „wtyczki” komisarza. Mamy więc specyficzną sytuację kryminału nie z jednym detektywem – a właściwie z trzema. W „Do trzech razy śmierć” pomysł ten się nie sprawdził, uwaga czytelnika miast skupić się na jednej dominującej postaci, rozproszyła się na trzech, a dodatkowo – żadna z nich nie otrzymała swojego silnego, ciekawego rysunku. Oczywiście może się to zmienić w następnych częściach serii. Autor zresztą zgrabnie zapowiada kolejne kłopoty Ruży Krull, celowo nie dopowiada wszystkich wątków. Czy sięgnę po drugi tom: „Lustereczko, powiedz przecie”? Prawdopodobnie dam autorowi drugą szansę:) Bardzo podobał mi się jego pisarski duet z Magdaleną Witkiewicz w „Pudełku z marzeniami”, ale o tym w jednej z następnych recenzji.

A.

Alek Rogoziński, „Do trzech razy śmierć”, Wydawnictwo FILIA, Poznań 2017, ilość stron: 328.

    • Zachęcam – przeczytaj! Być może te niedoskonałości, o których piszę, tylko mi przeszkadzały w odbiorze. Książka, jak zauważyłaś, ma wiele świetnych recenzji – zatem podoba się. Ja, a właściwie obie my – zabookowane, mamy niestety (albo stety) taką przypadłość, że zawsze oceniamy/opisujemy/mówimy o książce w zgodzie z naszymi przekonaniami. Dzięki temu – mamy nadzieję – jesteśmy wiarygodne dla naszych czytelników. A „Do trzech razy śmierć” to nie jest zła pozycja, ale nie spełniła moich oczekiwań.
      Tobie – samych udanych lektur w 2018!!! (w tym być może Alka Rogozińskiego) A.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *