Katarzyna Berenika Miszczuk „Obsesja” – RECENZJA

Joanna, dwudziestodziewięcioletnia lekarka, a ściślej rzecz biorąc – psychiatra, od niedawna mieszka i pracuje w Warszawie. Ma za sobą nieudane małżeństwo, o którym bardzo chce zapomnieć. Nowe mieszkanie i nowa praca (rzecz jasna na oddziale psychiatrycznym) mają jej w tym pomóc. Zaczyna nowe życie! Każdy jednak, kto przeczytał choćby jedną książkę Katarzyny Bereniki Miszczuk, wie, że jej bohaterki zawsze mają pod górkę. Nie inaczej jest z Asią. I wcale nie chodzi o to, że choćby stawało się na głowie, tak trudno jest zdążyć do pracy na czas. Nie chodzi też o to, że  warunki pracy w Szpitalu Wschodnim nijak mają się do tego, co pokazują popularne seriale telewizyjne o lekarzach. Nie chodzi nawet o to, że pacjenci naszej bohaterki – delikatnie rzecz ujmując – bywają bardzo kłopotliwi. Wszystkie te problemy to bułka z masłem, biorąc pod uwagę fakt, że po szpitalu grasuje seryjny morderca, który co gorsza – na swoje ofiary wybiera kobiety mające czarne, kręcone włosy. A więc dokładnie takie, jakie posiada Asia! Czując na plecach oddech zabójcy, naprawdę trudno cieszyć się z listów od tajemniczego wielbiciela…

W swojej najnowszej powieści uwielbiana przez Polki autorka (no cóż, chyba jednak przez kobiety głównie) odchodzi od literatury fantasy, do której sięgała, tworząc popularny cykl diabelsko-anielski czy ostatni, „Kwiat paproci” (na jego zakończenie czytelnicy wciąż jeszcze czekają). „Obsesja”  to thriller, którego akcja osadzona jest przede wszystkim w jednym z ulubionych przez twórców tego gatunku miejsc, a mianowicie w szpitalu (ach, te szpitalne podziemia, tajemnicze medykamenty, lekarze z piekła rodem i opętani pacjenci…). Nie martwcie się jednak – Katarzyna Berenika Miszczuk nie rezygnuje z tego, co w jej twórczości najważniejsze. Tak jak w jej poprzednich książkach, spodziewajcie się tu dużej dawki humoru! Zerknijcie zresztą na fragment pierwszego rozdziału:

Tej przeklętej windy ciągle nie było.

Zerknęłam na salowego. Gapił się na mnie. A przynajmniej takie miałam wrażenie, bo przy jego zezie rozbieżnym nie mogłam mieć stuprocentowej pewności.

Odwróciłam wzrok. Udałabym, że całkowicie pochłania mnie obserwacja wyświetlacza nad windami, pokazującego, na którym piętrze znajdują się kabiny, jednak dźwigi w budynku E były tak stare, że nie miały wyświetlaczy. Miały za to metalowe skrzypiące kraty, które trzeba było dokładnie zamykać, bo inaczej winda nie chciała ruszać.

Wyjęłam z kieszeni fartucha telefon i zaczęłam udawać, że coś sprawdzam, gdy tak naprawdę na zmianę wchodziłam do menu głównego i z niego wychodziłam.

Oto ja, proszę państwa – Joanna Skoczek, młoda lekarka, w trakcie specjalizacji z psychiatrii, niezdolna do podjęcia niezobowiązującej rozmowy w oczekiwaniu na windę. Od razu człowiek nabiera zaufania do tego zawodu, czyż nie?

Mamy zatem bohaterkę kobiecą, która fanom twórczości Miszczuk może kojarzyć się z sympatyczną uczennicą szeptuchy, Gosławą, czy diablicą, Wiktorią. Młode i atrakcyjne (choć oczywiście nie pozbawione kompleksów), niegłupie, a jednak ze skłonnością do pakowania się w kłopoty, w tym skomplikowane relacje miłosne, a przede wszystkim z ogromnym dystansem do siebie, wyrażanym nieustanną autoironią. Te cechy bez wątpienia łączą lekarkę Joannę z bohaterkami wcześniejszych powieści Katarzyny Bereniki. Ale – co ważne! – to nie zarzut, a wręcz przeciwnie – cecha rozpoznawcza jej pisarstwa, dzięki której zjednała sobie rzeszę wiernych czytelniczek. Nie dość bowiem, że świetnie się bawią, obserwując losy literackich bohaterek, na przemian pękają ze śmiechu, kibicują w ich poczynaniach romansowych i trzymają kciuki za wykaraskanie się z problemów, to jeszcze mogą zobaczyć w nich trochę z siebie samych. Bo te bohaterki, bez względu na to, jak fantastyczne czy niesamowite sytuacje im się przytrafiają, są bardzo swojskie. Mają swoje lęki i fobie, bywają niezdarne, popełniają głupie błędy (na przykład dość nierozsądnie lokują uczucia), przed randką myślą o ogoleniu nóg, a w trakcie randki ich garderoba nie zawsze jest perfekcyjna (jak u Joanny, która pod czarną, seksowną sukienkę założyła bawełniane majtki w serduszka).

Po raz kolejny też, bawiąc się konwencją gatunku (wcześniej zazwyczaj powieścią fantasy czy może raczej tzw. paranormal romance, teraz thrillerem), autorka posługuje się polskimi realiami, również dla podkreślenia komizmu w powieści. W „Obsesji” realia te to głównie szpital. Bardzo polski szpital, bo ze zużytym i starym linoleum na podłodze, wstrętną i śmierdzącą szatnią dla pracowników, a przede wszystkim z personelem medycznym, który nie jest zadowolony z warunków pracy i – co więcej – ma prawo do tego niezadowolenia. Nie zapominajmy, że autorka „Obsesji” z wykształcenia jest lekarzem – a zatem znana jest jej rzeczywistość, o której pisze. W trakcie lektury momentami miałam wręcz wrażenie, że powieść jest trochę jej głosem w głośnej w ostatnim czasie dyskusji wokół lekarzy rezydentów… Na pewno zaś autorka przemyciła  w niej wiele informacji nie tylko z życia szpitala, ale i medycznego nazewnictwa czy samych chorób.

Jeśli zatem macie ochotę na chwile relaksu przy lekturze książki pomysłowej i bardzo zabawnej, ale także sprawnie napisanej – namawiam do sięgnięcia po „Obsesję”. Ja bawiłam się z powieścią doskonale – tym bardziej cieszy mnie informacja, że to pierwsza część nowego cyklu. Hura!

A.

Katarzyna Berenika Miszczuk, „Obsesja”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2017, ilość stron: 399.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *