M. L. Longworth, „Śmierć w Château Bremont” – RECENZJA

Tajemnicza śmierć hrabiego, pochodzącego z jednej z najbardziej szanowanych lokalnych rodzin, niewielkie francuskie miasteczko, on – przystojny śledczy, i ona – była kochanka, profesor prawa. „Śmierć w Château Bremont” M. L. Longworth wciąga od pierwszej strony, to idealna lektura na koniec lata.

Hrabia de Bremont wypada z okna i choć pozornie wygląda to na samobójstwo, sędziemu śledczemu, Antoine’owi Verlaque’owi, nie daje spokoju kilka szczegółów. Jak chociażby fakt, że ofiara miała na sobie okulary do czytania – chyba każdy przed skokiem z okna zdjąłby je z nosa? Do tego szlachcic był bardzo sprawny, raczej nie był to zatem nieszczęśliwy wypadek… Przystojny śledczy zaczyna prowadzić śledztwo, potem dołącza do niego była kochanka, seksowna pani profesor prawa na miejscowym uniwersytecie, Marine Bonnet. Usiłują dojść do sedna sprawy, wkrótce – jak to zwykle w kryminale, pytania i wątki zaczynają się mnożyć, a między dawnymi kochankami zaczyna znowu iskrzyć…

Z tego, co wiem o hrabim, samobójstwo wydaje się mało prawdopodobne, ale będziemy musieli zadać te przykre pytania jego rodzinie. Obaj Bleyowie uważali, że to raczej nie wchodzi w grę. Poza tym przy zwłokach Bremonta znaleziono okulary. Nie zdjąłby pan okularów, gdyby zamierzał Pan skoczyć? – Verlaque wziął do ręki swoje okulary do czytania, które zawsze nosił na szyi, odkąd skończył trzydzieści pięć lat.

Paulik kiwnął głową.

– Tak, rozumiem, co ma pan na myśli. To jak te samobójstwa nad Morzem Śródziemnym. Zrozpaczeni ludzie składają swoje ubrania, zostawiają wszystko ułożone w porządną stertę na plaży, a potem spokojnie wchodzą do morza.

Tłem dla akcji powieści jest urocze miasteczko Aix-en-Provence, leżące nieopodal Góry Św. Wiktorii, w którym urodził się, wiele lat mieszkał, aż w końcu zmarł wielki malarz, Paul Cézanne, co zresztą znajduje swój wyraz w książce. Co ciekawe widoczny z wielu miejsc szczyt stał się swego rodzaju obsesją malarza, bohaterem wielu z jego obrazów.

Paul Cézanne, Góra Sainte-Victorie z wielką sosną, źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Paul_C%C3%A9zanne#/media/File:Paul_C%C3%A9zanne_107.jpg

„Śmierć w Château Bremont” to nie jest typowy kryminał. Jeśli szukacie dynamicznej akcji i zbrodni mrożących krew w żyłach, książka może was rozczarować. Urzeka jednak fantastycznymi opisami czy to krajobrazu, jedzenia, czy sposobu życia. Sprawiają one, że czytelnik czuje się trochę, jak turysta na wakacjach, podglądający znad filiżanki z kawą w maleńkiej cafeterii życie w Prowansji.

Paulik w pierwszej kolejności zabrał się do szparagów, na które w Prowansji był akurat sezon. Upieczono je na oliwce z czosnkiem i mnóstwem soli i pieprzu, dokładnie tak, jak przyrządzała je w domu Hélène.

– Spróbuj tego – powiedział komisarz, nakładając widelcem risotto z mięsem na talerz Verlaque’a – Odparowali sok z mięsa i użyli różnych rodzajów. Wydaje mi się, że to podsmażone figattelli z Korsyki.

– Zgadza się, to figatteli, i to wyśmienite. A co powiesz o winie?

– Wyborne.

– A o restauracji?

– W porządku na późny lunch, ale prawdziwym testem jest zawsze sobotni wieczór, gdy panuje największy ruch – odparł Paulik.

Wątek kryminalny poprowadzony jest sprawnie, są tu też liczne obserwacje współczesnej Francji – autorka zna ją zresztą doskonale, porzuciła dla niej swoją ojczyznę, Kanadę.  Mnie jednak najbardziej urzekła warstwa obyczajowa, sama uwielbiam w podróży przyglądać się mieszkańcom i lokalnemu kolorytowi, a ten M. L. Longworth rysuje doskonale. To dobrze skrojona powieść, lekka i bardzo wciągająca, idealna na wieczór przy kieliszku białego wina. Wybierzcie się w literacką podróż do regionu Prowansja – Lazurowe Wybrzeże, moim zdaniem – warto.

Ola

M. Longworth, „Śmierć w Château Bremont”, tłum. A. Krochmal, Wydawnictwo Smak Słowa, Sopot 2018.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *