Meir Shalev, „Dwie niedźwiedzice” – RECENZJA

Meir Shalev, „Dwie niedźwiedzice”, przeł. Anna Halbersztat, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017.

Meir Shalev to izraelski pisarz lubiący żartować, że choć jest w tym samym wieku, co państwo Izrael (urodził się w 1948 roku), jednak to on dzisiaj wygląda lepiej. Urodził się i spędził młodość w rolniczej osadzie Nahalal, później zaś studiował psychologię, pracował jako redaktor programów radiowych i telewizyjnych.  Zadebiutował w wieku czterdziestu lat powieścią „Rosyjski romans”, uznawaną za jedną z najwybitniejszych powieści izraelskich. „Dwie niedźwiedzice” to jego najnowsze dzieło, wydane w 2013 roku, do Polski trafiło zaś w marcu tego roku, to nowość Wydawnictwa Marginesy.

„Dwie niedźwiedzice” to opowieść Ruty Tawori, mieszkanki izraelskiego moszawu (to spółdzielnia rolnicza, były one tworzone przez napływających masowo na tereny Palestyny syjonistów w początkach XX wieku), kierowana do Wardy Canetti – badaczki piszącej pracę o kwestiach genederowych w moszawach Barona Rothschilda. U progu XXI wieku Ruta snuje opowieść o czterech i pół pokoleniach rodziny Tawori, jej głównymi bohaterami są jednak dwaj mężczyźni  – dziadek Ruty, Ze’ew i mąż, Ejtan . Klamrą fabularną zaś dwa akty zemsty, poza nimi pojawiają się liczne retrospekcje, które budują szerokie tło całej historii.

 W 1930 roku trzech rolników popełniło tu samobójstwo, ale w przeciwieństwie do informacji zapisanych w kronikach naszej rady i wniosków wysnutych przez brytyjskiego policjanta, ludzie w moszawie wiedzieli, że tylko dwóch samobójców targnęło się na swoje życie – trzeci został zamordowany.

Mordercą był Ze’ew Tawori, zamordowanym zaś jego najlepszy przyjaciel, syn rabina, Nachum Natan. Cały moszaw doskonale wiedział, kto zamordował Nachuma, wszyscy wiedzieli też dlaczego. To zemsta za to, że odważył się sięgnąć po cudzą własność, żonę Ze’ewa, noszącą na domiar złego pod sercem córkę kochanka. Całe wydarzenie uznano za samobójstwo, opierając się na zeznaniach bezpośrednich świadków, zresztą jak powiedział Ze’ew: „zrobić mi to, co on zrobił, czyż to nie jest samobójstwo?”. To, jak straszna w rzeczywistości była owa zemsta i święty gniew Ze’ewa Taworiego, odkrywane jest zresztą w ciągu całej opowieści, czytelnik sam zaczyna się domyślać jej ostatniego aktu, jego potworność przekracza jednak granice ludzkiej wyobraźni.

Siedemdziesiąt lat później Ruta (imię otrzymała po niewiernej babce), wychowawczyni jedenastej klasy i nauczycielka Biblii hebrajskiej w liceum, przywołuje tamte straszne wydarzenia.  Jednakże życie jej i męża zdefiniowało zupełnie inne zdarzenie – tragiczna śmierć synka Netty, który zmarł po ukąszeniu przez węża, podczas wyprawy z tatą. Śmierć sześcioletniego zaledwie dziecka zamienia jej złotoskórego męża w kogoś zupełnie innego, Ruta podkreśla tę różnicę opowiadając o „pierwszym” i „drugim” mężu – tym sprzed i po tragedii. Można nawet powiedzieć, że Ejtan umarł na pustyni razem z synkiem, przez dwanaście lat od tej chwili zdolny był jedynie do wykonywania ciężkiej fizycznej pracy, zleconej przez dziadka Ze’ewa. Wszystko zmienia jednak kolejna śmierć w rodzinie, która wymaga dokonania następnej zemsty. Historia zatoczy koło, sprawiedliwości stanie się zadość. Biblijny nakaz „oko za oko, ząb za ząb” zostanie zrealizowany, dopełniając dzieje rodziny Tawori…

„Dwie niedźwiedzice” to powieść, która wstrząsa czytelnikiem do głębi. Pisarz wykorzystał w niej wiele osobistych doświadczeń – sam pochodzi z rolniczej osady, wychował się w rodzinie, w której literatura, umiejętność opowiadania, uwielbienie dla słowa było chlebem powszednim. Do tego ponoć sama historia oparta jest o autentyczne wydarzenia, co tylko dodaje jej dramatyzmu. Ruta Tawori jest nauczycielką, to doskonały pretekst do rozważań o języku, znaczeniu słów i ich naturze, w to wszystko wplecione są liczne odniesienia do hebrajskiej tradycji, kultury i religii (począwszy od tytułu, nawiązującego do starotestamentowej przypowieści). Jej opowieść początkowo wydaje się chaotyczna, z czasem jednak czytelnik uczy się tej narracji, docenia jej unikatowe piękno. Jest ona podzielona na dwa rodzaje – jeden to rozmowa Ruty z Wardą, toczona w dużej mierze w pierwszej osobie, oznaczona w tekście kolejnymi numerami, drugi zaś ma charakter opowiadań, wyróżnione są one osobnymi tytułami. To one odsłaniają przed czytelnikiem najmroczniejsze tajemnice. Nie dzieje się tak zresztą bez przyczyny. Ruta mówi: „mój dziadek nie lubił, jak się mówiło o pewnych sprawach i okresach, a ja jestem w tym do niego podobna. Nie wszystko powinno zostać odkryte”, a potem dodaje:

Piszę, bo są historie, które lepiej opisać, niż opowiedzieć, bo ich słowa zostawiają nieprzyjemny posmak w ustach. Zamiast być jak skorpiony lub stonogi na języku, lepiej niech pełzają po papierze i tam wypuszczają jad. Jest jeszcze jeden powód by pisać – przez długi czas nie miałam z kim rozmawiać.

I Ruta pisze, w powieści znajduje się co najmniej kilka jej opowiadań, o „Kobiecie, strzelbie, drzewie i krowie”, „Pramężczyźnie i ogniu” czy „Nettcie i śmiercianiele”, same w sobie stanowią one wspaniały materiał literacki. Dodatkowo język wzbogacony zostaje o niezwykłe opisy izraelskiej przyrody, rośliny i zwierzęta mają tu duże znaczenie, urastają do rangi symboli, szczególną rolę ogrywają zaś dwa drzewa – wielki karob w dolinie i morwa na podwórku. Tekst obfituje zresztą w symbolikę, czytelnik może się bawić się jej tropieniem i odkrywaniem.

Karob, którego owoce nazywane są chlebkiem świętojańskim, źródło zdjęcia: https://gajagarden.wordpress.com/2013/05/23/karob/

Meir Shalev zauważył w jednym z wywiadów, że historia ta jest na tyle uniwersalna, że mogłaby się dziać wszędzie, tak jak wszędzie funkcjonują małe społeczności, mające swoje różne tajemnice. W dużej mierze na pewno tak jest. Niemniej jednak na obrzeżach pojawiają się pewne charakterystyczne dla kultury i historii regionu elementy – wojny i kolejne konflikty, służba wojskowa dla kobiet i mężczyzn, jest ona też głęboko osadzona w hebrajskiej tradycji i obyczajowości. Ta zresztą zostaje niejednokrotnie dowcipnie spuentowana, pisarz nie ukrywa swojego poczucia humoru:

Miri i Chaim siedzieli pod pekanowcem z dwiema parami w miejskich ubraniach i jedli orzechy, które właśnie na ogół podaje się przyjezdnym. Podajemy i mówimy: „Jedzcie, jedzcie, ile możecie, są z naszego drzewa”, co oznacza: „Jedzcie, jedzcie, ile możecie, bo nam pekany wychodzą uszami, a nie chcemy ich wyrzucać, bo co inni powiedzą.

„Dwie niedźwiedzice” to powieść wielowymiarowa, którą można czytać i interpretować na różne sposoby. Główną osią całej opowieści jest jednak zemsta, jej różne oblicza i wymiary, jest ona wypadkową wychowania, indywidualnych cech osobowości, zakorzenionej tradycji i poczucia sprawiedliwości wobec drugiego człowieka. Czasem może ją sprowokować wydarzenie drobne, pozornie bez znaczenia, które potem zmieni historię kilku pokoleń. Jeden z krytyków napisał, że po lekturze wszędzie będziemy widzieć węże… ale to nie ich powinniśmy się bać, a ludzi…

Powieść prowokuje do pytań, szczególnie kiedy poznamy już całą historię. Gorąco zachęcamy do sięgnięcia po nią, to jedna z najciekawszych książek, jakie miałyśmy ostatnio w ręku… Ja prawdę mówiąc chyba zabiorę się za lekturę po raz drugi, odkąd skończyłam czytać nie przestaję myśleć o tej powieści. Najlepiej przekonajcie się zresztą sami, jak złożoną historię kryje w sobie najnowsze dzieło Meira Shaleva.

Ola

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz książki dziękujemy Wydawnictwu Marginesy

    • Dziękujemy za komentarz 🙂 W książce jest bardzo dużo ciekawych odniesień do tej kultury. Po „”Dwie niedźwiedzice” warto jednak sięgnąć dla samej historii, która jest tam przedstawiona. My gorąco polecamy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *