Julian Fellowes „Snoby” – RECENZJA

Piękna, błękitnooka Edith, przedstawicielka brytyjskiej klasy średniej, ma dalekosiężne plany na przyszłość. Pragnie awansu społecznego dzięki korzystnemu zamążpójściu. Przygotowania trwają latami, panna Lavery kończy dobre szkoły, przyswaja sobie nienaganne maniery, dzięki staraniom ambitnej matki udaje jej się nawet zadebiutować na londyńskim Sezonie. Wreszcie sen się spełnia, poznaje hrabiego Charlesa Broughtona. Potomka słynnego arystokratycznego rodu nie cechuje wprawdzie powalająca uroda ani wybitny intelekt, ale za to jest miły i wcale nie szpetny, a przede wszystkim  – jest jedną z najlepszych partii w Anglii. Oświadcza się Edith i wkrótce zostaje ona „księżniczką w krainie baśni”. Powinna być szczęśliwa, jednak… po prostu się nudzi. A znudzone kobiety potrafią postępować naprawdę głupio. Bardzo głupio!

W powieści „Snoby” Julian Fellowes, scenarzysta „Gosford Park” i „Downton Abbey”, po raz kolejny przenosi czytelnika do świata wyższych sfer, świata doskonale mu znanego, albowiem w nim samym płynie błękitna krew. Głównym bohaterem czyni postać (choć tym razem jest to kobieta), która jest „spoza”, która arystokrację podbija, otwiera sekretne drzwi i… doznaje rozczarowania. Narratorem zaś – co również znamy z prozy Fellowesa – czyni mężczyznę, który jest po części uczestnikiem opowiadanych przez siebie zdarzeń i który nosi wiele cech samego autora. Jest inteligentny i sarkastyczny, nie wyróżnia się szczególnie atrakcyjną aparycją, jest lubiany i co najważniejsze – sam wywodzi się z arystokracji, dzięki czemu jego wiedza o tej klasie społecznej jest tak szeroka, a obserwacje – wnikliwe. Podobnie jak autor, jest też aktorem, a więc funkcjonuje równocześnie w dwóch przestrzeniach społecznych: wysoko urodzonych Brytyjczyków i artystów – ludzi świata teatru i kina. Bardzo przypomina narratora Czasu przeszłego niedoskonałego (późniejszej powieści Fellowesa, choć w Polsce wydanej w zeszłym roku), również arystokratę i artystę w jednym, choć nie aktora – a pisarza.

Może się więc wydawać, że Julian Fellowes powtarza własne schematy, że – mówiąc potocznie – wałkuje jeden temat. I trochę tak jest, nie da się ukryć. W dodatku fabuła „Snobów” jest szokująco nieskomplikowana. Historię Edith, opowiadaną przez narratora, prawdopodobnie udałoby się streścić w dwóch, może trzech zdaniach. A jednak można w tej historii przepaść bez reszty – bo choć nie zaskakuje, choć brak w niej mnogości wątków i wielu zwrotów akcji – opowiedziana jest w błyskotliwym, gawędziarskim tonie, inteligentnie i elegancko, z dużym poczuciem humoru i bardzo celną ironią. Portret świata zaś, którego dotyczy, jest wręcz fascynujący.

To, co niedostępne dla większości, zawsze bowiem budzi pożądanie. Elitarne grupy społeczne, hermetyczne, tajemnicze – pociągają i kuszą, choćby powszechna opinia na ich temat nie była najlepsza. Co kryje się za ścianami luksusowych rezydencji czy murami historycznych zamków zamieszkałych przez potomków ich pierwotnych właścicieli? Co kryje się w głowach, jakie mechanizmy powodują postępowaniem ludzi, którzy wydawać się muszą wybrańcami losu? Julian Fellowes w „Snobach” otwiera przed czytelnikiem wrota do tych nieznanych światów. Światów – a nie świata – bowiem opowiada nie o jednej grupie snobów, lecz o dwóch: o brytyjskiej arystokracji i brytyjskim światku teatralno-filmowym (przy czym tej pierwszej poświęca prawdopodobnie więcej uwagi). Niezwykle ciekawie przedstawia obrazki z ich życia, opisuje zwyczaje, niepisane reguły. Robi to z właściwą sobie wnikliwością i dotkliwym sarkazmem, np. gdy umieszczając akcję wydarzeń na elitarnych wyścigach w Ascot, mówi:

Stewardzi przy wejściu pieczołowicie odsiewali ziarno od plew,

bądź wytykając pewne zakłamanie aktorom:

Kiedy jakiś aktor podczas wywiadu w telewizji, twierdzi, ze wszystko mu jedno, co piszą krytycy, byle tylko podobał się publiczności, to kłamie. Niewielu aktorów liczy się z opinią widowni, zwłaszcza w zestawieniu z werdyktami krytyków i kolegów – głównie interesuje ich prestiż i szacunek poza proscenium, a jeśli towarzyszy temu uwielbienie widzów, sława i pieniądze, tym lepiej.

Prawdy, które odkrywa autor „Snobów”, bywają gorzkie, ale i wyczuwalny jest w jego tonie podziw, zwłaszcza dla arystokratów. Choć krytykuje, choć odsłania obłudę ich postępowania, zdradza też szacunek dla cechującej tę grupę społeczną elegancji, powściągliwości w zachowaniu, nieugiętego stosowania się do zasad utrwalonych wiekami tradycji.

Jednak tematem, który w powieści zdaje się interesować pisarza najbardziej, jest moralność –  głównej bohaterki, która pnie się po drabinie społecznej i wychodzi za mąż z tak zwanego rozsądku, ale przede wszystkim moralność cechująca dwie portretowane przez niego grupy: arystokratów i aktorów. Przeciwstawiając sobie dwóch męskich bohaterów: męża Edith, hrabiego Charlesa Broughtona, i niezwykle przystojnego, choć średnio utalentowanego, kinowego amanta, Simona Russella, dokonuje porównania, które wypada na korzyść tego pierwszego. Aby jednak uczynić problem dużo bardziej skomplikowanym, rysuje także całą galerię postaci, pochodzących z obu środowisk. Są wśród nich prawdziwe snoby, karierowicze czy jednostki mało inteligentne, za to mające o sobie wysokie mniemanie, a także postaci budzące sympatię, mimo że nie pozbawione wad. Ludzie są po prostu różni, bez względu na pozycję społeczną i pochodzenie.

„Snobów” – jak inne powieści Juliana Fellowesa – czyta się świetnie, bo choć autor mówi o moralności, z pewnością nie jest moralizatorem. Wnioski pozostawia czytelnikowi, skupiając się na fascynującym obrazie życia elit, portretując jego smaczki, obnażając absurdy i podłości, a przy tym wszystkim – zarażając melancholią za tym niedostępnym światem.

Agata

Julian Fellowes, „Snoby”, przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017, liczba stron: 358.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *