Richard Flanagan, „Pragnienie” – RECENZJA

Richard Flanagan, „ Pragnienie”, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, 2017

Richard Flanagan, australijski autor, laureat Nagrody Bookera za powieść „Ścieżki Północy”, opowiada, jak wpadł na pomysł fabuły swojej najnowszej książki. Otóż będąc młodym człowiekiem wielokrotnie przeglądał zbiory podupadłego muzeum rodzinnej wyspy, Tasmanii. Któregoś razu natknął się na obraz przedstawiający małą Aborygenkę, ubraną w czerwoną sukienkę, bynajmniej nie charakterystyczny strój dla miejscowej rdzennej ludności.

Towarzyszący pisarzowi kurator muzeum wyjaśnił, że na wizerunku sportretowano Mathinnę, córkę aborygeńskiego wodza, adoptowaną po śmierci rodziców przez gubernatora wyspy, Sir Johna Franklina, i jego żonę, lady Jane Franklin. Podczas gdy ostatni żyjący Aborygeni wymierali jeden za drugim, dziewczynka stała się tasmańską czarną księżniczką. Nie na długo jednak. Po kilku latach gubernator został odwołany, powrócił wraz z małżonką do Europy, nie zabierając ze sobą dziecka. Mathinnina nie należała już wówczas ani do świata swoich pobratymców, ani do świata białych, a dalsze jej losy potoczyły się tragicznie. Był to pochodzący z 1842 obraz Thomasa Bocka.

„Niezwykłe w nim było to” – mówi Flanagan – „że po zdjęciu ramy ukazywały się zasłonięte przez nią bose stopy dziewczynki. Bardzo mnie to poruszyło, bo od aborygeńskich znajomych wiem, że według ich wierzeń prawda o życiu pochodzi z brudu, który przykleja się do stóp. Buty zakładają tylko na szczególne okazje. Mathinna miała więc na sobie bardzo europejską, oświeceniową sukienkę i bose, tubylcze stopy, co najwyraźniej zawstydzało gubernatora, który zlecił wykonanie obrazu i schował stopy dziewczynki pod ramą. Od tamtej pory chciałem napisać opowieść o dziewczynce, która zrzuciła buty, aby jej stopy opowiedziały prawdę o świecie, o tym, kim jesteśmy i czym jest świat”*.

Żródł:https://en.wikipedia.org/wiki/Mathinna_(Tasmanian)

Mamy więc w „Pragnieniu” historię aborygeńskiej dziewczynki, która przygarnięta przez białych kolonizatorów, niosących światło cywilizacji w tej dzikiej i pogańskiej części świata, staje się dla nich swoistym eksperymentem naukowym. Nieudanym rzecz jasna, podobnie jak nieudane były inne próby podnoszenia Aborygenów „do poziomu angielskiej cywilizacji”, pomimo odzwyczajania ich od tubylczej diety i karmienia mąką, cukrem oraz herbatą. Ostrze ironii jednoznacznie pokazuje, jakie jest stanowisko autora wobec rzekomo zbawiennych działań oświeconych Europejczyków.

Mamy – również opartą na autentycznych wydarzeniach – historię gubernatora, który jakiś czas po powrocie do Anglii wyrusza w podróż mającą na celu odkrycie słynnego Przejścia Północno-Zachodniego przez Arktykę. Wyprawa jednak kończy się fiaskiem, podróżnik wraz z towarzyszami ginie w niejasnych okolicznościach, a co gorsza – do Europy docierają pogłoski jakoby przed śmiercią polarnicy mieli w desperacji dopuścić się aktów kanibalizmu.

Zrozpaczona wdowa zwraca się o pomoc do bodaj najsłynniejszego umysłu swoich czasów, a w każdym razie do najsłynniejszego pisarza XIX-wiecznej Anglii, a mianowicie do samego Charlesa Dickensa. Choć rozpacz lady Jane Franklin ma swoje źródło nie tyle w utracie męża, co raczej w cieniu, jaki położył się na jego reputacji, autor „Olivera Twista” zaczyna interesować się sprawą. Ba, pisze polemikę, w której udowadnia absurdalność pogłosek o kanibalizmie słynnego polarnika i jego towarzyszy. Europejczyk nigdy nie zjadłby innego Europejczyka! To zachowanie, które mogłoby przytrafić się dzikusom, nie zaś jednym z najznamienitszych Anglików, gdyż:
„Zdolność przezwyciężania swoich pragnień, odrzucania i zmiażdżenia ich jest oznaką mądrości i ucywilizowania. W przeciwnym wypadku człowiek nie jest w niczym lepszy niż ten Irokez albo jakiś Eskimos […] Anglicy umierają szlachetnie, nie jak dzikusy, a ich najwspanialsze cechy biorą górę nad najnikczemniejszymi”.

Tak poznajemy kolejną historię, ponad pięćdziesięcioletniego Charlesa Dickensa, wielkiego, być może genialnego nawet pisarza, ale zagubionego człowieka, nieszczęśliwego w małżeństwie, żyjącego w rozdarciu pomiędzy kreowaną przez siebie fikcją literacką a rzeczywistością. Wreszcie – na przekór własnym przekonaniom – ulegającego przemożnemu pragnieniu zdobycia młodziutkiej aktorki.

Pragnienia, dążenia, żądze, namiętności (cielesne i emocjonalne) – determinują życie wszystkich bohaterów książki. Czy rzeczywiście zdolność tłumienia ich jest miarą człowieczeństwa? Jest tym, co odróżnia rozumnego, oświeconego człowieka od dzikusa? Przeczą temu opowiedziane w powieści losy ludzkie.
Nie wskazuje na to również historia kolonizacji Australii, która doprowadziła do wymordowania rdzennych mieszkańców, do – jak mówi Flanagan – ludobójstwa Aborygenów, porównywalnego z późniejszym Holokaustem. Czyżby zatem rozwój cywilizacji nie zabijał w człowieku barbarzyńcy, ale go tworzył?

Trudne pytania stawia czytelnikowi autor „Pragnienia”, a mimo to powieść czyta się doskonale. Cieszy wysmakowany styl, bawi dowcip, elegancki, momentami niemal szyderczy. Ale refleksja na temat ludzkiej natury pozostaje smutna.
Agata

*(http://kultura.gazeta.pl/…/7,114528,21231700,ludobojstwo-o-…).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *