Dawid Grosman to wybitny izraelski pisarz, wielokrotnie typowany do Literackiej Nagrody Nobla, znany na całym świecie miedzy innymi dzięki takim książkom, jak „Patrz pod: Miłość” (w której jednym z bohaterów uczynił polskiego prozaika, Bruna Schulza) czy „Wchodzi koń do baru” (za którą w 2017 roku otrzymał Międzynarodową Nagrodę Bookera). W swojej ostatniej powieści, „Gdyby Nina wiedziała”, po raz kolejny podejmuje problematykę skomplikowanych żydowskich doświadczeń. Tym razem rysuje historię trzech pokoleń kobiet. Wera lata II wojny światowej spędziła w byłej Jugosławii, po wojnie zaś trafiła do przerażającego łagru oskarżona o szpiegowanie dla Stalina. W latach pięćdziesiątych przybyła do Izraela, gdzie w kibucu poznała i rozpoczęła życie u boku Tuwii, szanowanego Żyda, nadal jednak pielęgnując miłość do pierwszego męża, Serba Miloša. Nina, córka Wery, nie może jej wybaczyć, że została opuszczona będąc zaledwie sześcioletnią dziewczynką. Nie potrafi też być matką dla swojej córki, Goli, która jest narratorką tej opowieści i która relacjonuje rodzinną wyprawę do miejsca uwięzienia Wery, na wyspę Goli Otok. Być może dotarcie do źródeł tragicznej rodzinnej historii pomoże Ninie, Goli i Rafaelowi (ojcu Goli uwikłanemu w toksyczny związek z Niną) uporać się z przeszłością, wybaczyć, pogodzić. Być może uda się pokonać traumę, która przechodzi z pokolenia na pokolenie.
Powieść Grosmana, choć oparta na motywach wielokrotnie eksploatowanych przez literaturę (trzy pokolenia kobiet, dziedziczona trauma czy nawet próba zgłębienia rodzinnej historii w obliczu nieuleczalnej choroby) jest unikalną, bardzo intymną opowieścią, w dodatku opartą na prawdziwych wydarzeniach. Aby dać się w niej zatopić, czytelnik musi jednak oswoić się z nielinearną, rwaną narracją. To piękna, kunsztownie skonstruowana proza, wymagająca jednak pewnego czytelniczego trudu. Warto go podjąć – zapewniam – i to przynajmniej z kilku powodów.
Po pierwsze więc to po prostu znakomita literatura, niełatwa, ale napisana z olbrzymim talentem, jednocześnie bardzo emocjonalna i wyważona. Nick Barley, przewodniczący jury, przyznając Grosmanowi Bookera za „Wchodzi koń…”, argumentował: „W tej książce liczy się dosłownie każde zdanie”. Myślę, że mógłby je odnieść także do „Gdyby Nina…”, pomimo że rozpoczynając lekturę ma się wrażenie chaosu, właśnie ze względu na nielinearność narracji, ale i bardzo duży ładunek emocjonalny. A jednak ta historia, choć tak mocna, jest od pierwszego do ostatniego zdana przemyślana i precyzyjnie opowiedziana. Goli i jej ojciec, Rafael, mają doświadczenie filmowe – zatem rodzinna wyprawa, w której bierze udział także Wera i Nina, jest filmowana, ma w ten sposób powstać swoisty rodzinny dokument. Prowadzenie narracji w powieści ma też coś z filmowego obrazowania. Przed czytelnikiem pojawiają się sceny z udziałem poszczególnych członków rodziny, niezwykle autentyczne dialogi (niczym z filmowego dokumentu), kartki z notatnika (narratorka, Goli, spisuje ręcznie rodzinną historię), a wszystko to tworzy pełną, zamkniętą opowieść.
W rodzinnej historii rzecz jasna najważniejszą rolę odgrywają postaci. Grosman rysuje swoich bohaterów, właściwie przede wszystkim bohaterki, z niezwykłym wyczuciem. Oddaje ich głębię, dotykając najmroczniejszych zakamarków duszy, pokazując ich tragizm i tęsknoty. Zdaje się mówić o nich brutalną prawdę, jednocześnie zachowując pewną subtelność, jakby kochając każdą z trzech bohaterek powieści. Jest więc charyzmatyczna Wera, kobieta wyjątkowo odważna i silna, uwielbiana przez wszystkich, z wyjątkiem własnej córki. Jest Nina, która będąc dojrzałą kobietą, nadal mentalnie pozostaje małą, skrzywdzoną dziewczynką, wciąż ucieka – od miejsc i bliskich relacji, w przypadkowy seks, w „brudne” życie. Jest wreszcie Goli, którą Nina porzuciła, gdy ta miała zaledwie trzy lata, wychowana więc przez ojca i babkę. Jako narratorka o sobie samej opowiada najmniej, jednak ze strzępków informacji wyłania się i jej niejednoznaczna, poraniona postać.
Jesteśmy z Meierem razem od sześciu lat i jest to pierwszy raz w moim życiu, gdy naprawdę tworzę z kimś parę. Teraz on chciałby mieć dziecko. Coraz bardziej. Jest na tyle delikatny, że przestał o tym wspominać, ale ten temat wisi nad nami przez cały czas, a ja nie mogę, nie jestem w stanie urodzić dziecka. Jestem przeklęta.
A wszystkiemu winna jest adriatycka wyspa, „diabelski dom”, to, co przytrafiło się na niej Werze i to, co zdarzyło się na krótko zanim została na nią wysłana. Fakt, że Grosman odnosi się do jej niechlubnej historii, ba!, czyni ją wręcz, czwartą bohaterką powieści, wydaje się bardzo ważny. Goli Otok, czyli dosłownie „naga wyspa”, spalona słońcem, leżąca w granicach dzisiejszej Chorwacji, w komunistycznym państwie Tity pełniła rolę jednego z tak zwanych ośrodków reedukacyjnych dla opozycji, a w rzeczywistości była więzieniem o zaostrzonym rygorze, obozem pracy porównywanym do nazistowskich obozów koncentracyjnych czy z radzieckim Gułagiem. Słoweński antropolog i historyk kultury, Božidar Jezernik, w swojej książce „Naga Wyspa. Gułag Tity” przywołuje wspomnienia jednej z więźniarek, która podczas II wojny światowej była osadzona w Serbii oraz w Ravensbrück i Auschwitz i która pisała, że „w porównaniu z Nagą Wyspą wszystko, co przeżyła wcześniej, to był raj”*. Oczywiście robienie podobnych porównań z mojej perspektywy byłoby nie na miejscu. Dość tu powiedzieć, że przywoływanie pamięci o Golim Otoku jest istotne, zwłaszcza że o ile od lat dużo mówi się i pisze o więzieniach hitlerowskich i radzieckich, o tyle temat obozów byłej Jugosławii nie pojawia się często.
Pomimo realności miejsc, a nawet wydarzeń (Grosman miał oprzeć się o autentyczną relację Żydówki, mieszkanki byłej Jugoslawii), „Gdyby Nina wiedziała” to także powieść bardzo uniwersalna, pozostawiająca czytelnikowi dużą przestrzeń do własnych refleksji. Gorąco zachęcam do lektury.
Agata
*Katarzyna Taczyńska „Problemy z jugosłowiańską pamięcią”, Znak lipiec-sierpień 2013, https://www.miesiecznik.znak.com.pl/6982013katarzyna-taczynskaproblemy-z-jugoslowianska-pamiecia/
Dawid Grosman, „Gdyby Nina wiedziała”, tłum. Magdalena Sommer, Znak Litera Nova, Kraków 2021, ilość stron: 318.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Znak Literanova