Anne B. Ragde, „Zawsze jest przebaczenie”- „Saga rodziny Neshov” tom 4 – RECENZJA

Na tę powieść, czwartą i ostatnią część „Sagi rodziny Neshov”, miłośnicy prozy Anne B. Ragde czekali jak prawdopodobnie na żaden spośród wcześniejszych tomów. Po pierwsze dlatego, że opowieść o dalszych dziejach członków norweskiej rodziny z okolic Trondheim została wydana znacznie później (w roku 2016, w Polsce w 2017) aniżeli pierwsze trzy tomy (które ukazały się w latach 2005-2007, w Polsce 2010-2012). Po drugie zaś dlatego, że – jak wieść niesie – pisząc ostatnią część cyklu, autorka uległa namowom czytelników zawiedzionych zakończeniem tomu trzeciego. Bez wątpienia jednak warto było czekać! „Zawsze jest przebaczenie” przynosi pokrzepienie już w samym tytule, a losy bohaterów, z którymi tak zżyli się czytelnicy, nareszcie zaczynają się układać pozytywnie.

Magrido, Torunn, Erlenda, jego partnera Krumme oraz Tormoda spotykamy ponownie po trzech latach. Magrido czuje się zmęczony i zagubiony w świecie, w którym nie sposób obejść się bez Internetu. Elektroniczne faktury, wirtualne nekrologi, wirtualnie palone świeczki – to nie dla niego, człowieka od lat prowadzącego niewielki i tradycyjny, ale bardzo profesjonalny zakład świadczący ostatnie posługi. W dodatku podjął pochopną decyzję, zatrudniając syna znajomego przedsiębiorcy pogrzebowego – chłopak nie spełnia jego oczekiwań, zwyczajnie nie nadaje się do tej branży. Najstarszy z braci Neshov ma wrażenie odstawienia na boczne tory, nie odnajduje już w sobie sił i chęci życiowych. Któregoś dnia jednak w progu jego domu zjawia się Torunn – córka nieżyjącego brata, Tora. Kobieta, dziś już czterdziestoletnia, jest na kolejnym zakręcie życiowym. Po tym jak opuściła gospodarstwo Neshov i powróciła do byłego partnera, Christera, utkwiła w związku bez przyszłości, godząc się na stagnację i brak miłości. Decyzję o odejściu od niewiernego chłopaka podjęła, będąc akurat w podróży przez Trondheim. Tak znalazła się niespodzianie w mieszkaniu wuja, a spotkanie to okazało się ważne i szczęśliwe w skutkach i dla niej, i dla Magrido.

Staruszek Tormod przebywa z kolei w domu opieki, dokąd trafił na własne życzenie, gdy Torunn opuściła gospodarstwo, przez niego znienawidzone, kojarzące mu się wyłącznie źle. Jest tu szczęśliwy, a przynajmniej bardzo zadowolony. Czytelnik znał go dotąd jako postać ze złamanym życiem, ofiarę rodzinnych tajemnic. Teraz odkrywa go na nowo – widzi człowieka, który dużo czyta, ma bogate życie wewnętrzne. To on wypowiada słowa: „Zawsze jest przebaczenie”, jednak czy potrafi wybaczyć wszystko, czy potrafi wybaczyć każdemu? Dla Anne B. Ragde postać Tormoda jest bardzo ważna. Jak sama przyznaje w jednym z wywiadów, jej matka zmarła w bardzo złym domu opieki (w powieści mowa jest zresztą o tym, że takich złych domów opieki jest w Norwegii wiele). Pisanie zatem o miejscu dla starszych osób, które zapewnia im wszystko, czego potrzebują – odpowiednie warunki, smaczne posiłki, a także szacunek – przyniosło jej swojego rodzaju ulgę*.

W życiu najbarwniejszego spośród braci Neshov – Erlenda – dzieje się bardzo dużo. Wraz z Krumme i parą zaprzyjaźnionych kobiet doczekali się trójki potomstwa. To rzecz jasna spowodowało radykalną odmianę ich dotychczasowego stylu życia, przyzwyczajeń, a przede wszystkim –  życiowych priorytetów i celów. Nie obywa się oczywiście bez histerycznych reakcji Erlenda (ku wielkiej uciesze czytelnika!) – niemniej wspaniale czyta się o tym, jak obie homoseksualne pary przygotowują się do roli rodziców, a potem jak radzą sobie z rodzicielstwem. To ciepła, pokrzepiająca, ale i pouczająca historia, choć – dla równowagi – autorka wprowadza do niej i element bardzo dramatyczny.

Można uznać zatem, że „Zawsze jest przebaczenie” jest właśnie taką powieścią, jakiej oczekiwano. Nie przynosi wprawdzie tak poruszających treści, jak „Ziemia kłamstw” czy „Raki pustelniki”, jednak wzrusza z innego powodu. Siła rodzinnych więzi, przebaczenie, miłość – to wartości, którymi emanuje czwarta część norweskiej sagi. Anne B. Ragde układa perypetie bohaterów tak, jakby byli jej przyjaciółmi, jakby ich dobro leżało jej na sercu, a jednocześnie ucieka od banalnych rozwiązań, nie prowadzi do końca wszystkich wątków, nie dopowiada. Daje czytelnikowi pole do domysłów, być może nawet zostawia furtkę na kolejne części…

Nie stracił na wartości także szczególny styl Norweżki – pozostała mistrzynią portretowania życia w jego codzienności – różnej codzienności, tej ekscytującej, związanej z ważnymi momentami w życiu, i tej zwyczajnej, powtarzalnej, czasem bardzo trudnej. W „Zawsze jest przebaczenie” – podobnie jak we wcześniejszych tomach – mnóstwo jest odniesień do współczesnych realiów – jak chociażby wspomniana krytyka domów opieki dla starszych ludzi czy kwestia obecności bohaterów bądź braku tej obecności w Internecie, w życiu wirtualnym (matka Torunn wpadła w panikę, gdy ta zlikwidowała konto na Facebooku). Postaci kreowane przez Anne B. Ragde są od siebie radykalnie odmienne, mają inne doświadczenia, pragnienia, żyją w innych środowiskach, ale wszystkie są bardzo mocno w życiu zatopione. Być może właśnie dlatego, że są niedoskonałe, popełniają błędy, nie zawsze postępują właściwie, przeżywają rozterki, większe i mniejsze dramaty. Nie można ich nie kochać.

Agata

Anne B. Ragde, „Zawsze jest przebaczenie”, przeł. Ewa M. Bilińska, Karolina Drozdowska, Wydawnictwo Smak Słowa, Sopot 2017, liczba stron: 311.

*https://www.vg.no/rampelys/bok/litteratur/anne-b-ragde-skrev-slutten-paa-berlinerpoplene-i-smertehelvete/a/23996663/

Za możliwość kolejnego spotkania z rodziną Neshov dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *