Ewa Winnicka, Cezary Łazarewicz „1968. Czasy nadchodzę nowe” – RECENZJA

Czy można opisać najważniejsze wydarzenia z 1968 roku na trzystu z hakiem stronach? Najważniejsze wydarzenia z Polski i ze świata? Jeśli miałoby się aspiracje stworzenia czegoś w rodzaju kompendium wiedzy czy historycznego opracowania – to raczej nie. Ewa Winnicka i Cezary Łazarewicz, para znakomitych dziennikarzy (i jednocześnie para prywatnie), nie miała jednak takich ambicji, podejmując się przygotowania kolejnego tomu serii „Lata” (wydawnictwa Agora). „1968. Czasy nadchodzą nowe” to subiektywny wybór tematów, zbiór tekstów o społecznych i historycznych przełomach, wydarzeniach ważnych i bolesnych, o marcu w Polsce, maju w Paryżu, Czechosłowacji w sierpniu. Także o wydarzeniach ze świata popkultury, o Beatlesach,  „Dziecku Rosemary” Polańskiego, o sepleniącym Szpotańskim i jego operze narodowej „Cisi i Gęgacze”. Wreszcie o tym, co ciekawe i istotne z perspektywy zwykłych ludzi i ich osobistych historii. A wszystko to napisane w doskonałym stylu, w sposób barwny i pasjonujący, by momentami wstrząsnąć czytelnikiem, a momentami rozśmieszyć go do łez. Niebywałe, jak to się dobrze czyta!

Rok 1968 był szczególny. Jak mówią autorzy:

(…) młodzi ludzie w Europie nie pamiętają wojny na swoim kontynencie. To wyjątkowa sytuacja, bo ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie ginęli na frontach, w obozach, w bombardowanych miastach. W 1968 roku świat, w którym dorastali, jest mniej więcej uporządkowany. Nie grozi im głód, chodzą do szkoły, najlepsi trafiają na uniwersytety. Przynajmniej w teorii. W 1968 roku młodzi kontestują rzeczywistość dorosłych i chcą ją naprawiać. Niby nic nadzwyczajnego, ale tym razem nie kończy się na chęciach. W okolicach marca wyrywają z bruku pierwsze kamienie.

Jednak powody, dla których buntuje się młodzież w zachodniej Europie, w Stanach Zjednoczonych i w krajach za żelazną kurtyną – są radykalnie odmienne:

W zachodniej Europie najbardziej nie podoba się autorytaryzm szkół, złe traktowanie byłych kolonii, hitlerowska przeszłość rodziców, zaangażowanie w wojnę w Wietnamie oraz społeczne nierówności. We wschodniej Europie problemem są cenzura, zamordyzm, cień Wielkiego Brata. To osobne światy. Gdy studenci w Warszawie i Pradze chcą wolności słowa, studenci w Paryżu żądają koedukacyjnych akademików. W Pradze zaczyna się Praska Wiosna – tymczasem angielski reżyser Linsday Anderson organizuje w Londynie festiwal filmu rewolucyjnego. Kiedy hipisi z San Francisco ogłaszają koniec ruchu hipisowskiego, hipisi w Polsce dopiero na dobre zapuszczają włosy. W USA szaleństwo LSD przechodzi w uzależnienie od heroiny. W Warszawie wdycha się odplamiacz Tri, zanim modny stanie się śmiercionośny kompot. Po zamieszkach w Paryżu władze zaczynają słuchać młodych. Po zamieszkach w Warszawie więzienia są pełne studentów, a kilkadziesiąt tysięcy Polaków żydowskiego pochodzenia musi opuścić Polskę.

Jak znaleźć wspólny mianownik dla opisania tak różnych światów? Może wcale nie trzeba go szukać. Winnicka i Łazarewicz postanowili skomponować swoją książkę na wzór dziewiątej i prawdopodobnie najważniejszej płyty Beatlesów – „Białego albumu”. Chcieli, by jak ta płyta, była różnorodna, eklektyczna, ironiczna, opisująca rzeczywistość z różnych perspektyw i we wieloraki sposób. Udało się. Książka porywa, jest interesująca, zabawna, przybliża historie nieznane i te, o których powstają naukowe opracowania.

Mamy więc opowieść o Joli i Stefanie (wcześniej Sandrze i Stevie), dwójce nastolatków z okolic San Francisco, których ojciec postanawia uratować przed zmarnowaniem w gnijącej Ameryce. Tak rodzeństwo trafia do dziadka, do Gliwic, a polska młodzież zaczyna się uczyć, jak powinno wyglądać życie prawdziwego hipisa. Mamy opowieść o poecie Januszu Szpotańskim, jego poemacie narodowym (który z euforią popularyzowały Radio Wolna Europa, Glos Ameryki i Radio Madryt) i o Władysławie Gomułce, per Gnomie.

Do historii literatury poeta Janusz Szpotański wszedł po południu 13 kwietnia 1966 roku w okolicach ronda Waszyngtona w Warszawie, krokiem chwiejnym, w miejscu niedozwolonym. Sam słabo pamięta ten moment.  – Wszystko rysuje mi się w formie większych lub mniejszych plam, głównie są to plamy szaroniebieskie – tłumaczył później. Pierwsza plama naciera na niego zaraz po przejściu ulicy, salutuje i domaga się dokumentów. To 24-letni funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej Zdzisław Gliwa. – Ty chuju – mówi do niego poeta – własna matka powinna się ciebie wyrzec, że się temu chujowi Gomułce wysługujesz – i zamiast dowodu osobistego pokazuje milicjantowi kwit z izby wytrzeźwień.

Mamy reportaż o mecenasie Rozencwajgu, czyli o niesławnych wydarzeniach marca z perspektywy Sosnowca. Mamy opowieść z prowincji – o tym, że w małym mieście co innego się liczy, o tym, jak zdobywa się farbę emulsyjną i zostaje mistrzem gospodarności w Drezdenku. Dalej czytamy o najważniejszym filmie tego czasu, o „Dziecku Rosemary”, o Polańskim i o młodym polskim filmowcu, Andrzeju Krakowskim, który jedzie do Hollywood. Czytamy o tym, jak w Paryżu robiło się rewolucję, jak rodzili się rewolucyjni przywódcy i czego o komunizmie nie wiedzieli Francuzi, a co w Polsce było od dawna oczywiste. Czytamy, jak wyglądała polska okupacja w oczach dziś siedemdziesięciodwuletniego Czecha z miasta Jičína. O Leszku Ciborowskim, który w 1968 kutrem rybackim, wraz z żoną, sześciorgiem dzieci i dwoma kolegami syna, uciekł ze Świnoujścia na Bornholm. Czytamy wreszcie o tragicznej historii Danka i jego rodziny: ojca, redaktora PWN, uznanego za syjonistę, czyli wroga, i matki, zwolnionej z pracy za popieranie poglądów męża, a także jego trzech sióstr.

Wszystkie te reportaże składają się na obraz rzeczywistości skomplikowanej i trudnej, barwnej, bolesnej. Pokazują ją w sposób nieoczywisty. Przypominają te jej fragmenty, o których się nie wie albo o których nie chce się pamiętać. Dla mnie o wiele ciekawsze od historycznych panoram i opowieści o słynnych muzykach okazały się historie koncentrujące się na jednostkowych historiach zwykłych ludzi. O tym, czym dla nich był rok 1968, jak wielka historia pokierowała losem maluczkich.

Świetna pozycja! Dodatkowo bardzo ładnie wydana, w formie nieco albumowej, z ciekawymi fotografiami, wzbogacona o wycinki prasowe z 1968 roku.

A.

Ewa Winnicka, Cezary Łazarewicz, „1968. Czasy nadchodzą nowe”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2018, ilość stron: 360.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *