Sylwia Zientek, „Kolonia Marusia” – RECENZJA

Sylwia Zientek, „Kolonia Marusia”, Wydawnictwo WAB, 2016

– Mamo, dlaczego to dziecko na okładce płacze, przecież jest u mamy na rękach?
– Tak, ale jego mama jest smutna. Muszą uciekać, bo wypędzili ich z domu.
– Ale nie można kogoś wypędzić z jego domu?!
Takie oczywiste się to wydaje małemu dziecku, takie oczywiste być powinno.
Wołyń. Miejsce, gdzie współżyli Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie i Ormianie. Razem pracowali w polu, obchodzili święta, żenili się po sąsiedzku, bawili się i pozdrawiali każdego ranka mijając w drodze do pracy. Ale nadszedł wrzesień 1939 roku, wojna zmieniła ludzi w zawładnięte nienawiścią hieny. Przez Wołyń przetoczyła się fala ludobójstwa, paląc, gwałcąc i mordując. Sąsiad sąsiadowi. Człowiek człowiekowi stał się wilkiem. Kulminacja przypadła na lato 1943 roku.

Dla Konstancji oznaczało to koniec dostatniego, spokojnego życia rodzinnego. Halina, matka Sylwii miała 6 lat. Na własne oczy widziała tyle okrucieństwa, że nie mogło się to nie odbić na psychice dziecka.
W jaki sposób miało to wpływ na życie Sylwii, urodzonej już w Polsce, dorastającej w wolnej ojczyźnie?
W tej powieści straszliwe wydarzenia wojenne przeplatają się ze spokojnym życiem w Polsce lat dziewięćdziesiątych. Dlaczego autorka tak poszatkowała fabułę? Może po to, aby można było złapać oddech.
W jednym z rozdziałów Sylwia leży na łóżku we własnym pokoju w Warszawie, zaraz po tym jak dostała pierwszą po studiach pracę. Zastanawia się, czy sprosta kiedyś oczekiwaniom rodziców, co do zarobków, posiadania męża i dzieci, wyglądu, zachowania. W kolejnym rozdziale przenosimy się na Wołyń, gdzie Anna Błońska przywiązana za włosy do drzewa patrzy jak Ukraińcy po kolei mordują jej dzieci.
„Dwuletnią Różyczkę położono na wznak na ziemi. Jeden z mężczyzn trzymał jej ręce i wierzgające nogi, drugi wielkim nożem rozpłatał jej brzuch i gołymi rękami wyrwał ciałka z wnętrzności.”
Mimo tego, że powieść porusza tak tragiczne wydarzenia, nie stroni od dosłownych, krwawych opisów, czyta się ją dobrze. Napisana jest ładnym językiem, bez nasycenia środkami poetyckimi, ale też nie jest ich pozbawiona.
Koncentruje się na kobietach, im jest poświęcona. Tak jakby one najbardziej nosiły pamięć wydarzeń wołyńskich, przekazując je kolejnym pokoleniom. Możemy się tylko zastanawiać jak swoim życiem pokieruje Sylwia, czy jej dzieci odpokutują także za winy przodków?
Aga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *