Monika Kampaníková, „Piąta łódź” – RECENZJA

Monika Kampaníková, „Piąta łódź”, przeł. Izabela Zając, Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wrocław 2016.

Dzieci często bawią się w dorosłych. Uwielbiają wcielać się w „dorosłe” role. To dostrzega chyba każdy, obserwując własne dzieci, dzieci ze swojego otoczenia czy przypominając sobie zabawy z dzieciństwa. Skąd to się bierze? Potrzeba naśladownictwa? Chęć dotknięcia tajemnicy świata dorosłych ludzi, uczestnictwa w  nim na innych zasadach? A może jeszcze coś innego? Na przykład konieczność zbudowania własnej rzeczywistości od nowa. Stworzenia paralelnego świata…

Lucia i Jarka mieszkają na peryferiach, w bloku. Lucia jest bardzo młodą matką, została nią jako nastolatka, wychowuje dwunastoletnią Jarkę sama. Wychowuje! – to za dużo powiedziane. Mieszka z nią, zazwyczaj zostawia jej pieniądze na jedzenie, kiedy jest w lepszej formie – zdarza się, że gotuje, nie potrafi sprzątać, nie pierze ubrań. Nie troszczy się o Jarkę, nie przytula jej, nie zadaje pytań o szkołę, kolegów, nie każe wracać do domu przed zmrokiem. Ale nie jest zła. W ich domu schronienie znajduje bardzo wiele osób: głównie mężczyźni, ale też kobiety. Wpadają na chwilę lub na trochę dłużej, nie szanując przestrzeni życiowej Jarki, śmiecąc, śpiąc w jej łóżku, krzywdząc… Ale Lucia jest dla nich dobra. Lepsza niż dla Jarki. Dla obcych jest kochanką, kumpelką, chwilową rozrywką, pocieszeniem. Dla Jarki jest… współlokatorką, niczym więcej. Nawet nie pozwala mówić jej do siebie: „mamo”. Wcześniej była z nimi jeszcze Irena (matka Lucii, a babka Jarki), ale umarła, zostawiając im mieszkanie. Nie tęsknią za nią. Irena była surowa, apodyktyczna, pozbawiona uczuć, była jędzą.

Jarka zazwyczaj jest sama. Sama włóczy się po okolicach, w domu też często bywa sama (Lucia potrafi zniknąć na kilka dni). Jej oazą spokoju, własnym światem, innym od tego na zewnątrz, okazuje się działka, którą dostały w spadku po Irenie, a którą Lucia wcale się nie interesuje. Opuszczona, zarośnięta, a na niej pomalowana niebieską farbą altanka.

To było królestwo zieleni, w którym panowałam tylko ja, moje terytorium, rozpieszczenie, uwielbiane i tak bardzo potrzebne mojej stłamszonej duszy. To była moja nora, oaza oferująca nieznaną dotychczas poezję i spokój. Prawdziwy spokój, zewnętrzny i wewnętrzny. Głęboki wdech i wydech. Z każdym wdechem – siła, z każdym wydechem – oczyszczenie. Cisza. Zapachy. Trawy wyższe ode mnie.

Któregoś razu Jarka postanawia, że altanka będzie już nie tylko jej kryjówką, a prawdziwym domem. Domem, w którym stworzy sobie własną rodzinę. Zabiera więc ze sobą Krystiana, siedmioletniego chłopca, a także… Cóż, przeczytajcie sami, bo poza wszystkim innym „Piąta łódź” jest też świetnie napisaną, trzymającą w napięciu historią.

Kadr z filmu „Piąta łódź”, źródło zdjęcia: http://filmpiatalod.sk/en/

Historią zbudowaną z krótkich wspomnień, wrażeń, myśli, następujących po sobie nie zawsze chronologicznie. Wszystkie one płyną wartko, snując opowieść: wstrząsającą, dramatyczną, ale też poetycką, pełną metafor i symboli. Ważną rolę odgrywają w niej wspomnienia senne Jarki (sny ze swoim brakiem logiczności, brakiem początku i końca, płynnością właśnie – doskonale wpisują się w ten nurt opowieści).

W moich snach często pływają łodzie. Drewniane, wyglądem przypominają obiekty z kreskówki, w której wszystko może się zdarzyć. Koślawe, zbite z grubo ciosanych desek. Szczeliny między żebrami wysmarowane kitem, nierówności zakryte warstwą farby w odcieniu kobaltowym lub bieli ołowianej. Wydają się wątłe, chybotliwe, ale przyjazne. Niekiedy mają kabinę, w której można się ukryć, czasami są tylko pustymi skorupkami bez wioseł i lin. Kołyszą się na powierzchni, w stojącej wodzie bez nurtu, w bezwietrzu. Po przebudzeniu jestem mokra i zmęczona, bolą mnie ręce. Włosy mam zlepione potem. Budzę się zawiedziona i niezaspokojona, z poczuciem na próżno zmarnowanej energii – nie sięgnęłam dna ani nie dotarłam do portu. Prądy denne mnie nie wciągnęły, a wiatr krąży uwięziony w jakiejś kotlinie, z dala od wody.

Wodne sny odzwierciedlają życie bohaterek Kampaníkovej. Trzy kobiety z trzech różnych pokoleń: Irena, Lucia i Jarka, idą przez życie oddzielnie. Każda płynie swoją łodzią, każda żyje na swój sposób. Łodzie płyną obok siebie, mijając miliony innych ludzkich łodzi, ale nie ma pomiędzy nimi żadnych więzi. Irena wyznaczyła sobie twarde granice i zasady, nie zrezygnowała z nich nawet wówczas, gdy jej życie wywróciło się do góry nogami. Lucia płynie z prądem, robi minimum tego, co musi, dużo śpi, nie robi sobie zbędnych kłopotów, jest depresyjna. Wszystkie trzy są nieszczęśliwe, samotne, ale oczywiście w najgorszej sytuacji jest Lucia. Bo jest dzieckiem. Nauczyła się trochę od matki brać to, co przyniesie los, zrzucać z siebie odpowiedzialność. Jak chociażby w tej pozornie niewinnej zabawie, kiedy swój ruch albo decyzję uzależnia się od jakiegoś sygnału z zewnątrz, np. poruszę się, kiedy z drzewa spadnie liść, albo: „Jeśli matka nie wróci po dzieci, zanim puszka po piwie doturla mi się pod nogi, zabieram je stąd”. Skorzystać z okazji, która się nadarza (podpływa), a umieć potem utrzymać ster – to jednak nie to samo.

Jarka nie jest tytułową piątą łodzią, na razie jest delikatną i kruchą łupiną orzecha, która płynie obok Lucii, starając się nie stracić jej z oczu, nie sprawiać kłopotów, by nie zostać porzuconą, by jakoś przetrwać. Ale też być może odnajdzie tę swoją piątą łódź, swój stabilny nurt, swoje ukojenie.

Relacje pomiędzy trzema kobietami, które łączą jedynie więzy krwi i wspólne mieszkanie, to nie jedyna patologia rodzinna, międzyludzka, o której mówi w swojej książce Kampaníková. Matka Krystiana, chłopca, który ucieka z domu i podejmuje próbę założenia wraz z Jarką namiastki rodziny, jest przeciwieństwem Lucii. Nadopiekuńcza, z precyzyjnym planem na przyszłość syna, nie pozwalająca mu na samodzielność. Są jeszcze inne dzieci: ośmioletnie bliźnięta, dzieci pary alkoholików, Majka wcielająca się w rolę chłopca, by spełnić oczekiwania ojca, różne dzieci z podwórka przypominające opuszczone szczenięta. Wszystkie one, jeśli w ogóle są kochane, to na zasadach dorosłych. Jakby miłość bezwarunkowa rodziców wobec dzieci była mitem. Właściwie jedyną pozytywną postacią rodzica w książce (a jednocześnie postacią bardzo ważną dla Jarki) jest Peter.

Nic zatem dziwnego, że wielu krytyków, recenzentów „Piątej łodzi” mówi, że to powieść zaangażowana społecznie. Ja nie chciałabym tak o niej myśleć, a przynajmniej – nie tylko tak. Dla mnie to przede wszystkim przejmująca opowieść o życiu, o tym, jak przez nie idziemy bądź raczej – płyniemy.  O tym wreszcie, jak bardzo jesteśmy samotni, choć rozpaczliwie szukamy bliskości drugiego człowieka.

Na koniec chcę jeszcze powiedzieć o tym, od czego prawdopodobnie powinnam zacząć (a czego nie zrobiłam, celowo skupiając się na samej lekturze). Otóż Monika Kampaníková, pomimo stosunkowo młodego wieku (ur. 1979), jest pisarką już bardzo uznaną. Zdobyła na Słowacji wiele prestiżowych nagród, a za „Piątą łódź”, która jest jej trzecią powieścią, otrzymała w 2011 roku nagrodę Anasoft Litera (odpowiednik naszej Nagrody Literackiej NIKE). Kampaníková jest też dziennikarką, ilustratorką książek dla dzieci (ukończyła grafikę i malarstwo, co w dużym stopniu tłumaczy niezwykłą plastyczność jej literatury). „Piątą łódź” przetłumaczono na wiele języków. Książka doczekała się też pełnometrażowej ekranizacji. Na jej podstawie powstały adaptacje teatralne i filmy animowane.

Niestety widziałam tylko fragmenty filmu w reżyserii Ivety Grófovej (te, które udało mi się odnaleźć w sieci) – robią duże wrażenie. Podobnie jak tytułowa piosenka słowackiej artystki Katarzii ( możecie jej posłuchać tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=_XYrb8f0b7w). Gdyby więc ktoś miał pomysł, gdzie mogłabym obejrzeć cały film, byłabym bardzo wdzięczna za podpowiedź! Was natomiast gorąco zachęcam do lektury!

To książka tak wielowarstwowa, że można by mówić godzinami o różnych jej aspektach (wierzcie mi, musiałam mocno się ograniczać). Bardzo trudną tematykę łagodzi poetycka i naprawdę piękna forma.

Agata

Moja ocena: 8,5/10

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Książkowe Klimaty!


    • Temat jest rzeczywiście trudny, ale książkę czyta się jednym tchem – jest bardzo dobrze napisana, a dzięki pięknemu, poetyckiemu językowi – wcale nie jest przygnębiająca. Mnie w każdym razie nie przygnębiła> Pozdrawiam! Agata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *