Holly Ringland „Wszystkie kwiaty Alice Hart” – RECENZJA

„Nie oceniaj książki po okładce” – głosi znane powiedzenie. Ta jednak jest piękna, a jednocześnie bardzo intrygująca. Biorąc „Wszystkie kwiaty Alice Hart” do ręki, można mieć wrażenie (w każdym razie takie było moje subiektywne odczucie), że stoi się u progu zaczarowanego, baśniowego ogrodu, ale też, że jego urokliwe, kuszące piękno jest zwodnicze. Że być może magiczna kraina podszyta jest piekłem, bardzo realnym złem. I zdaje się, że powieściowy debiut Holly Roland jest taką właśnie nieco dziwną, ale i intrygująca mieszanką. To opowieść, która przejmuje, podejmuje ważne tematy, ale też pociąga tajemnicą, jest jakby odrobinę staroświecka, choć dotyczy czasów współczesnych. A już na pewno to opowieść, która ma szansę pochłonąć uwagę czytelnika.

Tytułową Alice poznajemy, gdy ma zaledwie dziewięć lat. Jej świat to położona na uboczu australijska farma, to morze, dzika natura, samotność (dziewczynka mieszka wraz z rodzicami, ale nie zna innych dzieci, nie chodzi do szkoły), i strach przed brutalnym ojcem. Jego niekontrolowane okrucieństwo spowodowało, że życie, które mogłoby być dla tej rodziny idyllą, stało się dramatem. I Alice, i jej matka uciekają przed taką rzeczywistością – oczywiście każda na swój sposób. Mają jednak siebie i miłość do świata przyrody, zwłaszcza kwiatów, w których upatrują siły i właściwości może nie tyle magiczne, co z pewnością nieznane w świecie nauki.

– Co to jest, mamo?
– Zefiranty. Burzowe lilie. Takie jak w noc twoich narodzin. Jedyny kwiat rozkwitający po godziwej ulewie. – Alice dalej przyglądała się kwiatom. Ich płatki były szeroko rozchylone, całkowicie odsłaniały wnętrze (…)
– Zefiranty oznaczają oczekiwanie. Oczekiwanie na dobro, które narodzi się z ciężkiej próby. – Matka położyła dłoń na brzuchu (…)
– To chyba dobra wiadomość, co? – spytała matka. Dziewczynka patrzyła, jak zefiranty odbijają się w matczynych źrenicach. – Alice?
Ukryła twarz w szyi matki i mocno zacisnęła powieki, wdychając zapach matczynej skóry i starając się nie płakać. Napełniała ją przerażeniem informacja, że jest taka magia, której moc nakazuje rozkwitać kwiatom i dzieciom. Nie takie skarby tego świata ojciec umiał zniszczyć.

Wkrótce następuje wydarzenie bodaj najbardziej traumatyczne w życiu Alice, a ona sama traci wszystko: rodzinę, dom, świat, jaki do tej pory znała, nawet głos. Trafia pod opiekę babki, o której istnieniu nie miała dotąd pojęcia. Na szczęście okazuje się, że i ona kocha kwiaty, ba, zajmuje się ich uprawą, a na jej farmie Kwiatami nazywa się także kobiety, które tu pracują i szukają dla siebie nowego początku. Dziewczynka dorasta, zmagając się z trudną przeszłością, ale i stając przed nowymi wyzwaniami. Tajemnicza, trudna historia rodziny staje pomiędzy nią a babką, by wreszcie zmusić Alice do ucieczki. A to zaledwie początek jej historii…

Jedno jest pewne, czytając „Wszystkie kwiaty Alice Hart” nie sposób się nudzić. Autorka w porywający sposób snuje historię bohaterki. Pojawiają się w niej miłość i jej utrata, zdrada, ból, rodzinne tajemnice i dramaty. Dotyka ważnych tematów – przemocy i tworzonego przez nią zaklętego kręgu, z którego trudno się wydostać, również odrzucenia, samotności, siły drzemiącej w kobietach i niechęci, jaką właśnie te silne, „inne”, kobiety mogą wzbudzać w większej społeczności. Opowieść zyskuje szczególny czar dzięki powtarzanemu motywowi kwiatów i ich magicznego języka, ale także przywołaniu legend rdzennej ludności Australii. Także za sprawą urokliwego, gawędziarskiego stylu Ringland powieść czyta się świetnie.

Niemniej trudno mi pozbyć się wrażenia, że jest ona niespójna. Jakby autorka chciała powiedzieć za dużo na raz. Przeczytałam książkę niemal jednym tchem, a jednak po jej zamknięciu odczuwam niedosyt. Pewne wątki zostały niepotrzebnie dopowiedziane (fragmentami, aczkolwiek niewielkimi, zbliżając tę brawurową opowieść do przeciętnej powieści obyczajowej). Inne zaś wydają mi się niedociągnięte, jak chociażby wątek ojca Alice i jego skłonności do przemocy, która pozostaje niewyjaśniona (podczas gdy w miarę odsłaniania tajemnic rodzinnych, jasne stają się motywy postepowania bohaterek kobiecych). Być może nieco mniejsza ilość kwiatów w tym bukiecie stworzyłaby lepszą kompozycję… Niemniej jego barwność i niewątpliwa uroda oczarowały mnie i zaintrygowały, a po kolejną książkę Holly Ringland sięgnę bez zastanowienia.

Agata

Holly Ringland „Wszystkie kwiaty Alice Hart”, przeł. Ewa Penksyk-Kulczykowa, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018, ilość stron: 416.

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Marginesy

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *