Postaci babć i dziadków istnieje w literaturze dziecięcej naprawdę sporo, by wspomnieć choćby słynną „Babcię na jabłoni” Miry Lobe, Dziadziusia Anny i Britty z „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren czy nawet babcię z baśni o Czerwonym Kapturku. I nic dziwnego – dziadkowie zajmują w życiu dzieci bardzo ważne miejsce. Ulf Stark w ostatniej swojej powieści – od razu powiem, iż według mnie wybitnej – rysuje obraz dziadka, z jakim być może młode czytelniczki i czytelnicy nie spotkali się jeszcze na kartach literatury. Otóż dziadek Gottfrida (to właściwie drugie imię chłopca, które otrzymał właśnie po dziadku) w niczym nie przypomina dobrotliwego dziadziusia, nie jest też mądrym dziadkiem objaśniającym wnukowi świat (a w każdym razie nie w sposób, którego życzyliby sobie rodzice). Dziadek Gottfrida „był niski i pękaty i zdawał się nosić w sobie tylko jedno uczucie: złość. Kiedy się złościł, było to słychać. Walił pięściami w ściany, tupał i przeklinał”. A teraz, kiedy znalazł się w szpitalu z chorym sercem i pękniętą kością udową, złościł się jeszcze bardziej, miał czerwoną twarz, wypluwał tabletki i wyzywał pielęgniarki. Tata Gottfrida zupełnie nie mógł się porozumieć ze swoim ojcem, „Dlaczego on nie może być taki jak inni? – pytał. Wbrew temu wszystkiemu jednak chłopiec odczuwał silną więź z dziadkiem, czuł, że jest do niego podobny. Ba, lubił, gdy ten się złościł, bo:
Życie robiło się wtedy ciekawsze.
Pobyt dziadka w szpitalu był nie do zniesienia dla wszystkich, dziadek był bodaj najgorszym i najbardziej niewdzięcznym pacjentem, a to głównie dlatego, że czuł się jak zamknięty w klatce. Obaj zatem – dziadek i wnuk – uknuli plan ucieczki. Na jedną noc mieli dostać się na wyspę, na której dziadek własnoręcznie zbudował dom, gdzie spędził wiele lat z ukochaną babcią i gdzie, jak sam mówił, miał jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jak szalona i w gruncie rzeczy ryzykowna była to eskapada, dowiecie się z lektury „Uciekinierów”. Więcej o wydarzeniach z powieści nie pisnę słówka. Zdradzę natomiast, że jej czytelniczki i czytelnicy mogą spodziewać się zarówno sporej dawki przygody i humoru, jak i wzruszeń. To książką, przy której można i śmiać się, i płakać. O Ulfie Starku nie bez powodu mówi się, że mistrzowsko łączy zabawę z treściami bardzo poważnymi.
A tych ostatnich w książce nie brakuje. Choć to być może nie najważniejsze w powieści, mowa jest w niej o trudnych relacjach ojców i synów. Nie tylko tata i dziadek Gottfrida bardzo różnią się od siebie, jak się wydaje – także Gottfrid czuje się zupełnie inny od swojego taty. Inny i niezrozumiany. Ulf Stark z wyjątkową wrażliwością, ale też w bezpretensjonalny sposób pokazuje, jak trudna może być akceptacja odmienności wśród najbliższych sobie osób. Zdaje się również przekonywać, że mimo oczekiwań rodziny warto starać się iść swoją ścieżką i odkrywać świat po swojemu. Być może jeszcze ważniejszy temat, z którym zmaga się szwedzki autor, to oswajanie problemu śmierci. Jakkolwiek pełen wigoru i emocji dziadek ma przecież poważnie chore serce. Znamienne, że „Uciekinierzy” to ostatnia książka Ulfa Staraka, wydana już po jego śmierci. Trudno nie przypuszczać zatem, że zagadnienia związane najogólniej rzecz biorąc z kresem życia były mu bliskie. Opowiedział o nich jednak na swój sposób – bez ogródek, z pewną dozą melancholii, ale i humoru. Co więcej, dziecięcego bohatera, Gottfrida, nie uczynił jedynie obserwatorem odejścia dziadka, ale dał mu siły sprawcze. Dzięki wnukowi dziadek jeszcze raz „uciekł”, by uporządkować swoje sprawy, wnuk stał się dla niego ważnym towarzyszem, odmienił go.
Powieść – kierowana zdaniem wydawcy do odbiorczyń i odbiorców w wieku 9+ – jest luźną kontynuacją znanej polskim czytelniczkom i czytelnikom trylogii opartej na wspomnieniach autora. Akcja trzeciej części, „Mój przyjaciel Percy, Buffalo Bill i ja” (do recenzji tej książki także zachęcam), rozgrywa się podczas wakacji na wyspie, kilka lat przed opisaną w „Uciekinierach” brawurową ucieczką Gottfrida i jego dziadka. Zdecydowanie jest jednak samodzielną opowieścią i można czytać ją niezależnie, podobnie jak inne pozycje Starka, choć ja oczywiście zachęcam do sięgania po bogatą twórczość Ulfa Staraka.
Dodatkowej przyjemności podczas lektury „Uciekinierów” dostarczy bez wątpienia piękne i staranne wydanie (co jest zresztą od lat domeną Wydawnictwa Zakamarki) oraz doskonałe, sugestywne i zabawne, wykonane kredkami ilustracje Kitty Growther.
Cóż pozostaje dodać? Czytajcie, bawcie się i wzruszajcie. To proza dla dzieci i młodszej młodzieży najwyższej próby!
Agata
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zakamarki
Ulf Stark, „Uciekinierzy”, il. Kitty Growther, tłum. Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2023, liczba stron: 137.