Jest! Nareszcie jest! Czwarty tom wspaniałej, absurdalnej (a przy tym świetnie diagnozującej współczesną rzeczywistość) historii o rodzinie czeskich arystokratów, którzy porzucają Amerykę, by osiedlić się na Zamku Kostka. Na smutki, na zimowe depresje, szarobure niebo, braki w portfelu i inne uciążliwości… To najlepsze literackie lekarstwo! Kto czytał wcześniejsze tomy, z pewnością to potwierdzi (a dodam jeszcze, że „Arystokratka i fala przestępstw na Zamku Kostka” jest przynajmniej tak dobra jak pierwszy tom cyklu). A kto nie czytał… koniecznie musi to nadrobić!
Drogi Maksie, ponieważ nie jestem pewna, ile będziesz pamiętać z dzisiejszego popołudnia, informuję Cię, że poprosiłeś mnie o rękę. Stało się to kilka minut po moim przyjeździe do Waszej (a tak naprawdę Schwarzenberga) gajówki. Szczerze mówiąc, kiedy padłeś przede mną na kolana, myślałam, że złapał Cię skurcz. Na wszelki wypadek dodam, że powiedziałam TAK, choć chyba zgodzisz się ze mną, że to wszystko mogło poczekać, aż wyleczysz się z boreliozy. Twoje rozpalone lica i szkliste oczy nie były niestety efektem podekscytowania, jak z początku sądziłam, tylko wysokiej gorączki. Jestem prawdopodobnie jedyną kobietą w historii naszego rodu, która po oświadczynach musiała podnosić swojego przyszłego męża z klęczek.
– pisze Maria Kostka z Kostki do swojego (domniemanego) narzeczonego. Nie bez powodu zastanawia się nad jego poczytalnością w chwili oświadczyn. Zaraz po nich, „kiedy przestały pomagać zimne okłady”, a ukochany „zaczął majaczyć, że śledzą go sarny”, odwiozła go, nieprzytomnego, na intensywną terapię. Można by się zatem spodziewać, że niepokój o zdrowie Maksa i niepewność co do jego intencji będą rozdzierać serce hrabianki. Hmmm, byłoby tak z pewnością, gdyby nie fakt, że wróciwszy do siedziby Kostków, zaskoczyła ją wyjątkowa sytuacja (tak, tak, zaskakująca i wyjątkowa, o co w przypadku Kostki i jej mieszkańców doprawdy trudno). Otóż, jak mówi Maria:
Przed zamkiem stały trzy radiowozy, duże czerwone auto z napisem STRAŻ POŻARNA i karetka, z której dwaj mężczyźni wysuwali właśnie nosze na kółkach. Trochę uspokoiło mnie to, że nigdzie nie widzę karawanu pogrzebowego, a z Kostki nie buchają płomienie.
Zaraz potem podszedł policjant i poinformował mnie, że zostały tu popełnione przestępstwa i zamek jest zamknięty z powodu śledztwa. Spytałam, jakiego przestępstwa. Odparł, że to nie moja sprawa, ale jeśli jestem dziennikarką, to mogę napisać, że jest tu takie pomieszanie z poplątaniem, że na trzeźwo lepiej nawet nie próbować tego zrozumieć.
Ród Kostków dotknęła fala przestępstw. Jak do tego doszło? Kto był ich sprawcą? Kto i w jaki sposób ucierpiał? No i – czy Maks się rzeczywiście oświadczył? Rozwiążcie te zagadki sami. Uprzedzam jednak – to rzeczywiście „pomieszanie z poplątaniem”, a czytelnik ma dużą szansę, podobnie jak zainfekowany boreliozą bohater, znaleźć się na intensywnej terapii. Nie z powodu gorączki jednak, ani przegrzania zwojów mózgowych, ale w wyniku ataków niepohamowanego śmiechu, ryku, pisku, żarliwego chichotu… Jak zwał, tak zwał. Jedno jest pewne:
Śmieszniej już być nie może!
Czytając „Arystokratkę w ukropie” i „Arystokratkę na koniu”, czyli drugi i trzeci tom serii, być może mieliście wrażenie, że nie są już one tak powalające jak otwierająca cykl „Ostatnia arystokratka”. Owszem, są zabawne do łez, ale bardziej przewidywalne, powtarzające motywy z tomu pierwszego. Jeśli macie takie odczucia, śpieszę, by was uspokoić. „Arystokratka i fala przestępstw na Zamku Kostka” to powiew świeżości (choć zarówno personel zamku, jak i zwiedzający, powiedzieliby z pewnością, że na Kostce wyczuwa się raczej stęchliznę a nie świeżość). Mamy do czynienia nową sytuacją – co jak co, ale od kiedy Kostkowie opuścili Amerykę, by objąć w posiadanie rodową posiadłość, miały tu miejsce różne wydarzenia. Niektóre wprost niebywałe. Niemniej nie doszło jak dotąd do przestępstwa, a co dopiero do fali przestępstw.
Co więcej – pojawiają się nowe postaci (ktoś w końcu musi tych przestępstw dokonać). Jest to właściwie nowa galeria postaci, które bardzo się od siebie różnią, zwłaszcza poziomem intelektualnym (okazuje się przy tym, że wysoko rozwinięty intelekt nie czyni z człowieka przestępcy doskonałego…). Jedno wszak wszystkich nowych bohaterów łączy – bawią czytelnika do granic możliwości, śmiechu nie do opanowania, skurczów żołądka (ponawiam ostrzeżenie!).
Nie pozostaje zatem nic innego, jak bardzo podziękować Evženowi Bočkowi za tę cudowną książkę, a was – jeśli macie odwagę – zachęcić do lektury!
Agata
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Stara Szkoła
Evžen Boček, „Arystokratka i fala przestępstw na Zamku Kostka”, przeł. Mirosław Śmigielski, Stara Szkoła 2019, liczba stron: 169, pod patronatem medialnym ZABOOKOWANYCH.
Czeka mnie kolejna wycieczka na Kostkę? Cudownie!!!!!!
Nie czytałam jeszcze poprzednich części 🙂
Koniecznie do nadrobienia!:)