Donna Tartt, „Tajemna historia” – RECENZJA


Debiutancka powieść Donny Tartt, nad którą autorka pracowała dziesięć lat, ukazała się drukiem w 1992 roku. Polskiemu czytelnikowi została przybliżona po raz kolejny za sprawą wydawnictwa Znak Literanova (Kraków 2015).

Kiedyś, jak przypuszczam, nosiłem w sobie różne historie, ale teraz nie mam już innych. Nie będę w stanie opowiedzieć żadnej historii – oprócz tej jednej.

„Tajemna historia” to opowieść Richarda Papen, młodego chłopaka, inteligentnego introwertyka, który – niespecjalnie odnajdując się w rodzinnej Kalifornii, a jeszcze gorzej we własnej rodzinie – trafia do ekskluzywnego college’u w Nowej Anglii. Ma już za sobą dwa lata studiów medycznych, które okazały się fiaskiem, gdyż kompletnie nie interesowała go biologia, znacznie bardziej za to – literatura. Osiągał świetne wyniki w grece – postanawia więc zapisać się na kurs starogrecki. Okazuje się to jednak bardzo trudne. Wykładowca, Julian Morrow, jest postacią niemal legendarną. Ekscentryczny, zamożny (odmawia przyjmowania nauczycielskich dochodów), tajemniczy, dobiera swoich studentów bardzo starannie i według niezrozumiałych dla otoczenia zasad, a następnie przejmuje kontrolę nad ich edukacją w Hampden College. Równie niezwykła wydaje się pięcioosobowa grupa Morrowa, tak wyraźnie różniąca się od pozostałych studentów, trzymająca się na uboczu, skupiona na nauce mało popularnego przedmiotu i na własnych, zagadkowych sprawach.

Zbiegiem okoliczności Richardowi udaje się zostać szóstym studentem Morrowa. Stopniowo wchodzi w tę hermetyczną gromadę ekscentryków, robi wszystko, aby stać się jednym z nich. Dość szybko okazuje się, że jej centralnym ogniwem nie jest wcale profesor (choć podziwiany, wielbiony wręcz przez swoich uczniów), a Henry Winter, chłopak z bogatej rodziny, silny charakter, wysoki i postawny, choć sztywny – przy tym elegancki i dystyngowany, lingwistyczny geniusz. Henry nie rozstaje się z książkami, włada wieloma językami, klasycznymi i nowożytnymi. Bardziej niż reszta grupy – zdaje się żyć w innej rzeczywistości. W rzeczywistości wyłaniającej się z języków, które studiuje, z klasycznych książek, które czyta, tłumaczy, kontempluje.

W pewnym sensie – mówi Richard – właśnie dlatego czułem taką bliskość z pozostałymi członkami mojej greckiej grupy. Oni też znali ów piękny i wstrząsający krajobraz, martwy od stuleci; znane im było to samo doświadczenie, gdy podnosili wzrok znad książek i świat współczesny z perspektywy piątego wieku wydawał im się niepokojąco powolny i obcy, jak gdyby nie byli jego mieszkańcami. Dlatego też podziwiałem Morrowa, a szczególnie Henry’ego. Ich umysły, ich oczy i uszy tkwiły nieodwołalnie w zasięgu tych surowych, pradawnych rytmów – świat, a przynajmniej świat znany mnie, nie był tak naprawdę ich domem, w owej zaś krainie, którą ja znałem jedynie jako zachwycony turysta, nie byli sporadycznymi bywalcami, goszcząc tam tak długo, jak to tylko możliwe.

Pozostali członkowie grupy to rubaszny Bunny, elegancki i przeraźliwie chudy Francis oraz bliźnięta Charles i piękna Camilla. Pod pewnymi względami spędzają czas podobnie jak ich rówieśnicy. Jest alkohol, zdarzają się narkotyki i poszukiwania seksualne. Mają jednak szczególne zainteresowania. Fascynacja kulturą starożytną z jednej strony poszerza ich perspektywę patrzenia na świat, z drugiej – oddala ich od przyziemnej realności. Poszukują siebie, odpowiedzi na egzystencjalne pytania, jakie dręczą młodych ludzi. Za sprawą Henry’ego podejmują się niebezpiecznych eksperymentów, które doprowadzają do morderstwa.

Więcej niż jednego morderstwa.

Można by powiedzieć – kryminał. A jednak wątek kryminalny – właściwie wątkiem kryminalnym nie jest. Już w prologu czytelnik dowiaduje się, kto zginie, w jaki sposób, kto morderstwa dokonał. Choć wiele spraw pozostaje dla głównego bohatera zagadką, trudno szukać w powieści napięcia związanego z odkrywaniem kryminalnej tajemnicy. To nie sensacja, nie kryminał. Nie o tę tajemnicę idzie.

O co zatem? „Tajemną historię” okrzyknięto współczesną wersją „Zbrodni i kary”. Podobne porównania z reguły bardzo mnie denerwują. Współczesne wersje Kafki, Dickensa… z reguły mocno naciągają rzeczywistość. Tym razem nie chodzi jednak o stawianie Donny Tartt w tym samym szeregu, co Dostojewski (mi w każdym razie nie o to chodzi), ale o to, że autorka rzeczywiście nawiązuje do słynnej XIX-wiecznej powieści. Czasem całkiem bezpośrednio, kiedy np. majaczący Richard mówi: To ja zabiłem siekierą i okradłem tę starą lichwiarkę i jej siostrę Lizawietę, albo poprzez zacytowanie samego Nietzschego w motcie otwierającym powieść. Gdzie indziej w sposób nieco bardziej zakamuflowany. Tak jak u Dostojewskiego – uwaga czytelnika, który zna i mordercę, i ofiarę, ma się skupić na psychologii postaci, na klasycznym problemie winy i kary. Choć rzecz jasna nie tylko na tym.

W „Tajemnej historii” morderca nie jest jeden – jest ich pięciu, każdy w jakiś sposób uwikłany w zbrodnię. Najbliższy Raskolnikowi – w motywach przestępstwa – wydaje się Henry, wypowiadający znamienne słowa:
(…) kiedyś moje życie było przeważnie bezbarwne i nijakie. To znaczy martwe. Świat był dla mnie zawsze pustym miejscem. Nie umiałem się cieszyć nawet z najprostszych rzeczy. Czułem się martwy we wszystkim, co robiłem. (…) A potem to się zmieniło (…) Tamtej nocy, kiedy zabiłem tego człowieka.
Teraz wiem, że mogę zrobić wszystko, co tylko zechcę (…) Ten przypływ mocy i rozkoszy, pewności siebie, poczucia kontroli. To nagłe uświadomienie sobie bogactwa świata. Jego nieskończonych możliwości.
Nie tylko Henry jednakże, każdy z pozostałych bohaterów, Francis, Charles, Camilla i Richard, jest winny. I każdy ponosi inną karę.

Autorka mistrzowsko buduje postaci powieści i niemniej ciekawie kreuje skomplikowane relacje między nimi. To na tej płaszczyźnie dzieje się naprawdę wiele. Świat emocji bohaterów jest bardzo bogaty i niejednoznaczny, trudny. Miłość Richarda do Camilli, Francisa do Charles’a, skomplikowane relacje bliźniąt, uczucie Camilli i Henry’ego… Tajemna w powieści jest nie tyle historia zbrodni. Tajemny jest człowiek. Sam w sobie. I człowiek wobec drugiego człowieka.

Dodajmy do tego elegancki, erudycyjny styl Donny Tartt, wiele rozważań o charakterze kulturowym, lingwistycznym, a nawet filozoficznym – i prawdopodobnie mamy już obraz „Tajemnej historii”. Bardzo ciekawej, wyrafinowanej powieści, która mimo dość powolnego rytmu, trzyma w napięciu i zaskakuje.
Agata

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *