Elena Ferrante, „Czas porzucenia” – RECENZJA

Kryzys wieku średniego… Termin bardzo dobrze znany i nierzadko wiążący się z decyzją o zmianie życiowego partnera i wymianą na „młodszy model”. To właśnie spotyka Olgę – w jednej chwili jej życie rozsypuje się jak domek z kart. I to dosłownie – kobieta przestaje sobie radzić ze wszystkim, zupełnie tracąc kontrolę nawet nad samą sobą. „Czas porzucenia” Eleny Ferrante to przejmująca powieść, mocna i niepokojąca. To jedna z tych książek, dla których zarywa się noce.

Olga to 38-letnia żona i matka dwójki dzieci, zamieszkująca wraz z rodziną w Turynie. Zupełnie niespodziewanie pewnego najzwyklejszego pod słońcem dnia jej małżonek oświadcza, że odchodzi. Dopiero po jakimś czasie okazuje się, że do dużo młodszej kochanki. Stabilne i uporządkowane życie kobiety się kończy i okazuje się, że jest zupełnie na to nieprzygotowana. Wszystko dookoła się rozlatuje i rozsypuje się też sama Olga.

Zaczęłam się zmieniać. Już po miesiącu przestałam się malować, a eleganckie słownictwo, mające nikogo nie urazić, porzuciłam na rzec sarkazmu przeplatanego ordynarnymi wybuchami śmiechu. Powoli, pomimo dużych oporów, ulegałam też wulgaryzmom. (…) Zaczęłam się zaniedbywać: przestałam się czesać, przestałam się myć. Zadawałam sobie nieznośny ból i dalej się zastanawiałam, ile razy się rżną, jak i gdzie. Wkrótce ostatni życzliwi znajomi się wycofali, bo trudno było mnie znosić. Zostałam sama, przerażona własną rozpaczą.

Elena Ferrante znana jest dobrze polskiemu czytelnikowi ze swojej tetralogii neaopoliańskiej, wiele osób z pewnością kojarzy jej najbardziej znany tytuł – „Genialna przyjaciółka”, także dzięki wersji serialowej. Każda premiera nowej książki tej tajemniczej postaci (może nie każdy wie, że książki pisane są pod pseudonimem, a kim tak naprawdę jest autorka nie wiadomo, są nawet podejrzenia, że za tym nazwiskiem ukrywa się mężczyzna) budzi wielkie emocje i nie inaczej jest z „Czasem porzucenia”, który ukazał się właśnie w Polsce (chociaż warto nadmienić, że powieść we Włoszech została wydana we Włoszech w 2002 roku). Ja (jeszcze!) nie miałam okazji zmierzyć się z tą prozą, ku rozpaczy Agaty, która od dawna ciosa mi kołki na głowie w tej sprawie. Byłam zatem szalenie ciekawa, o co to całe zamieszanie z pisarką, którą nazywa się przełomową, wyjątkową i jedyną w swoim rodzaju.

Najnowszą powieść Ferrante określić można jako studium rozpadu osobowości. Nagłe wydarzenie, jakim jest odejście męża, powoduje, że z – jakby się wydawało – dojrzałej emocjonalnie i stabilnej kobiety bohaterka książki przeradza się w osobę niemal obłąkaną. Proces ten nie dokonuje się od razu – czytelnik obserwuje, jak Olga osuwa się w otchłań szaleństwa, wiedziona rozpaczą, samotnością, goryczą i żalem. Żałuje tego, że oddała swoje najlepsze lata, poświęciła ambicje zawodowe i wszystkie zainteresowania, wspierając wspinającego się po szczeblach kariery małżonka.

Zmiany, które zachodzą w jej psychice, dzięki narracji, którą autorka prowadzi oczami głównej bohaterki, stają się bardzo namacalne dla czytelnika. Ferrante ma niezwykłą umiejętność malowania słowami stanów emocjonalnych. To, co dzieje się z Olgą jest jednak bardzo przejmujące, nieraz mamy ochotę nią wstrząsnąć, jej zachowanie może wręcz irytować – jest zbolała, słaba, bez mężczyzny u boku zupełnie nie potrafi funkcjonować w społeczeństwie. Do tego nawiedzają ją ciągle i niemal obsesyjnie wizje aktów seksualnych, do jakich zapewne dochodzi między eksmałżonkiem i jego kochanką. Jeden po drugim puszczają jej wszelkie hamulce i wydaje się, że nie ma dla niej ratunku. Napięcie, które wywołuje u odbiorcy Ferrante staje się niemal nie do zniesienia.

Badania mówią, że rozwód jest jedną z najbardziej stresujących sytuacji w życiu człowieka, wyżej znajduje się tylko śmierć najbliższych. Załamanie, którego doświadcza Olga jest bardzo ludzkie. Całe życie nie chciała stać się bezwolną marionetką w rękach mężczyzny i koniec końców, tak właśnie się stało.

Ale gdy oddawałam książkę wyrwał mi się zarozumiały komentarz: te kobiety są głupie. Wykształcone i bogate, a pękają jak szklane bombki w dłoniach roztargnionych mężczyzn. Wydawały mi się niemądre, ja zamierzałam być inna, chciałam pisać opowiadania o kobietach z ikrą, o kobietach wygadanych, a nie podręczniki dla porzuconych żon, z utraconą miłością na pierwszym miejscu. (…) A teraz, dwadzieścia lat później, to samo spotkało mnie.

Jednym z ciekawszych elementów powieści jest moim zdaniem warstwa językowa. Dekonstrukcja osobowości Olgi odbywa się również na poziomie języka, co bardzo interesująco uwypukla Ferrante. Początkowo bohaterka przedstawia się czytelnikowi jako osoba powściągliwa, zdystansowana wobec wielu spraw, to jedna z lekcji, jakie wyniosła z dzieciństwa i młodości (liczne wspomnienia z przeszłości mają zresztą duże znaczenie dla zrozumienia zachowania bohaterki). „Musiałam utrzymać w ryzach stres związany z ciągłymi zmianami, dlatego nauczyłam się cierpliwie czekać, aż opadną emocje i ujdą ze mnie łagodnym głosem, pilnie strzeżonym przez gardło, żebym nie robiła scen.” Ta dyscyplina, którą sobie narzuciła nie wytrzymuje konfrontacji z traumatycznym doświadczeniem rozstania i zdrady. Staje się wulgarna i agresywna, wbrew sobie zresztą.

Na początek muszę pamiętać, żeby zawsze stawiać przecinki. Kto rzuca słowa w bezładzie, już przekroczył granicę, czuje potrzebę egzaltacji i dlatego jest bliski zatracenia. (…) W młodości lubiłam wulgaryzmy, przepełniały mnie uczuciem męskiej swobody. Teraz już wiem, że wulgaryzmy mogą wykrzesać iskry szaleństwa, jeśli padną z tak opanowanych ust jak moje.

„Czas porzucenia” to książka dziwna, niełatwa, niepokojąca i bardzo wciągająca. Jest coś niesamowitego w sposobie pisania autorki. I ja już wiem, że to nie jest moje ostatnie spotkanie z Ferrante…

Ola

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sonia Draga.

Elena Ferrante, „Czas porzucenia”, przekład Lucyna Rodziewicz-Doktór, Sonia Draga, Katowice 2020, liczba stron: 292.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *