„Lato” Tove Jansson to niedużych rozmiarów powieść, przy tym – zupełnie wyjątkowa literacka perełka. A ponieważ wyszła spod pióra słynnej fińskiej pisarki, znanej przede wszystkim z cyklu o Muminkach (według mnie trochę krzywdząco, ale to byłby temat na zupełnie odrębny artykuł), powinnam zacząć od tego, dla kogo przeznaczona jest ta książka. Dla dzieci czy może dla dorosłych? I tu pojawia się problem. Naprawdę nie wiem. O ile „Muminki” to książki pisane z myślą o dziecięcym odbiorcy (choć ich uniwersalny charakter powoduje, że czytają je i dorośli), o ile takie powieści, jak „Słoneczne miasto” czy „Uczciwa oszustka”, to literatura dla zdecydowanie starszego czytelnika, o tyle „Lato” może czytać każdy. Nie jestem nawet pewna, czy słuszna jest informacja, na którą gdzieś się natknęłam, że to książka przeznaczona dla młodzieży 12+. Mam wrażenie, że miałaby szansę spodobać się niejednemu dziecku, które nie potrafi jeszcze czytać… Dość jednak o tym. Ja przeczytałam „Lato” jako czytelnik dorosły, nie zastanawiając się nad jej potencjalnym odbiorcą, a wrażeniami z tej niezwykłej według mnie lektury chciałabym się podzielić.
Przenieśmy się zatem na jedną z wysp gdzieś w Zatoce Fińskiej. To środowisko najbliższe sercu Tove Jansson, tam czuła się najlepiej i najchętniej mieszkała, nic zatem dziwnego, że czyni je tłem wielu swoich utworów literackich. Mieszka tu pewna rodzina: mała Sophia, jej babka i ojciec (pogrążony na ogół w bliżej nieokreślonej pracy). To dwie kobiety: wkraczające w życie dziecko i będąca u jego kresu staruszka, są głównymi bohaterkami książki. Wykonują codzienne czynności, spacerują, przemierzają wyspę, mają swoje przyjemności i obowiązki, po prostu są ze sobą. Rozmawiają – o sprawach błahych i bardzo istotnych: o swojej codzienności, o niebie i piekle, o życiu i śmierci… Świeże i po dziecięcemu naiwne spojrzenie Sophii konfrontuje się z doświadczeniem życiowym, spokojem i mądrością jej babki, wydaje się, że uczą się od siebie nawzajem. Obie mają silne osobowości, choć spędzają razem tak wiele czasu – każda potrzebuje swojej przestrzeni i niezależności. Ich dialogi zaś – pełne specyficznego dla Tove humoru, jednocześnie zwięzłe i mówiące tak wiele – to prawdziwe literackie mistrzostwo:
– Kiedy ty umrzesz – spytało dziecko.
Babka odparła:
– Niedługo. Ale to Ciebie nic nie obchodzi.
* * *
– Czy anioły mogą lecieć do piekła?
– Z pewnością. Przecież tam jest cała masa ich przyjaciół i znajomych.
– Przyłapałam cię! – wykrzyknęła Sophia. – Wczoraj mi mówiłaś, że nie ma żadnego piekła.
Babka rozgniewała się i usiadła.
– Dokładnie tak samo myślę i dziś. Ale to jest przecież tylko zabawa.
– To nie jest żadna zabawa, to poważna rozmowa, kiedy się mówi o Bogu.
– On nigdy nie zrobiłby czegoś tak głupiego jak piekło.
– A właśnie, że zrobił.
– Nie, nie zrobił.
– Tak! Duże, ogromne piekło.
Babka podniosła się stanowczo za szybko, była zła. Cała łąka zawirowała jej w głowie. Omal nie straciła równowagi.
Odczekała chwilę i powiedziała:
– Sophia! Tu absolutnie nie ma się o co kłócić. Chyba rozumiesz, że samo życie jest zbyt uciążliwe, żeby być potem jeszcze za nie karanym. Doznanie pociechy, ot i cała idea.
– Wcale nie jest uciążliwe! – zawołała Sophia. – A co wtedy zrobisz z diabłem? Przecież on mieszka w piekle!
Babka przez chwilę zastanawiała się, czy nie powiedzieć, że i diabła nie ma, ale nie chciała być niedobra. Ta maszyna rolnicza robiła taki okropny hałas. Babka ruszyła z powrotem do drogi i wdepnęła prosto w krowie łajno. Jej wnuczka nie poszła za nią.
– Sophia! – zawołała babka ostrzegawczo. – Dostaniesz galaretkę z kiosku.
– Galaretkę! – krzyknęła Sophia pogardliwie. – Sądzisz, że można myśleć o galaretce, gdy się rozmawia o Bogu i diable?
Babka najlepiej jak mogła zdrapała krowie łajno z buta, a potem rzekła:
– Drogie dziecko, przy najlepszej woli nie mogę zacząć wierzyć w diabła w moim wieku. Sama możesz wierzyć w co chcesz, ale musisz nauczyć się tolerancji.
– Co to jest? – zapytało kwaśno dziecko.
– To respektowanie cudzych poglądów.
– A co znaczy respektowanie? – krzyknęła Sophia, tupiąc.
– Pozwolić innym wierzyć w to, co chcą! – odkrzyknęła babka. – Ja ci pozwalam wierzyć w czorta, a ty mnie zostaw w spokoju!
Napisałam kilka zdań wcześniej, że Tove Jansson czyni Zatokę Fińską tłem dla swojej literatury. To nie do końca prawda. Przyroda bowiem w utworach pisarki nigdy nie jest tylko tłem. Przepięknie opisana, w urzekający wręcz sposób, jest w powieści odrębnym, spersonifikowanym bytem. Bytami właściwie. Swoim odrębnym życiem żyje wyspa, morze, roślinność, zwierzęta, nawet te najmniejsze. Byty te bywają przyjazne, wesołe, ale bywają też złe czy pochmurne. Przyroda istnieje, nie zważając na człowieka – to człowiek musi się do niej dostosować, wsłuchiwać w jej rytm i potrzeby, musi mieć do niej szacunek. Życie na wyspie, wśród sztormów i wiatrów, w symbiozie z kapryśnym morzem, wymaga dostosowywania się do zmian pogody, respektowania praw natury, ale też może dawać inną perspektywę patrzenia na własne życie.
Słowo „szacunek”, choć nie pada w powieści, jest według mnie kluczem do zrozumienia swoistej filozofii Tove Jansson, którą wykłada między słowami cyklu o Muminkach i którą przekazuje tu, w „Lecie”. Człowiek jest winny szacunek każdej innej istocie, jej niezależności i odrębności, czy to będzie Mimbla, czy najmniejsze stworzenie z Doliny Muminków, dziecko czy starzec, bogacz czy biedak.
Być może jednak uderzyłam tu w nazbyt patetyczne tony, a „Lato” wcale w takim nastroju utrzymane nie jest. To przepiękna, mądra i ciepła historia, momentami nostalgiczna, zabawna, metaforyczna i poetycka książka. W dodatku – wzbogacona ilustracjami samej Tove, jedynymi w swoim rodzaju.To literatura, którą należałoby czytać niespiesznie, rozsmakowując się w kolejnych fragmentach, odnajdując nowe znaczenia i treści. Mnie się to nie udało – zachwyciłam się i pochłonęłam, ale z pewnością będę do niej wracać.
Agata
Moja ocena (tym razem absolutny zachwyt): 10/10
Tove Jansson „Lato”, przeł. Zbigniew Łanowski, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2017, ilość stron: 212.