Luka D’Andrea, „Istota zła” – RECENZJA

Za oknami sypie śnieg, a my mamy dla Was propozycję lektury idealnej na zbliżający się długi weekend – tym razem chcemy Wam przybliżyć książkę „Istota Zła” Luki D’Andrei Wydawnictwo W.A.B.

Bohaterem powieści jest filmowiec i scenarzysta, Jeremiasz Salinger. Po odniesieniu sporych sukcesów w Stanach Zjednoczonych, jako współautor filmów dokumentalnych, postanawia spędzić kilka miesięcy w rodzinnych stronach swojej żony, Annelise. Małżeństwo, wraz z córką Clarą, przenosi się do Siebenhoch – małej wioski w Tyrolu Południowym. Salinger – bo po imieniu mówi do niego tylko matka i teść Werner, niemal natychmiast zapala się do kolejnego projektu. Sprowadza wiernego towarzysza, Mike’a i zaczynają zdjęcia do dokumentalnego serialu o Ratownictwie Alpejskim w Dolomitach, „Mountain Angels”. W czasie ich trwania ma miejsce straszny wypadek – ginie cała załoga ratowników, niemal bez szwanku wychodzi z niej jedynie Salinger. Ta tragedia otwiera powieść, jest ona kluczowa dla dalszych wydarzeń. To wtedy Jeremiasz słyszy syk Bestii, echo tych wydarzeń gnać go będzie przez całą opowieść, aż do dramatycznego finału. Salinger, jako rekonwalescent nie może pracować, ma aż za wiele czasu na rozmyślania i przypadkiem natrafia na niewyjaśnioną zbrodnię sprzed lat. W pobliskim wąwozie Bletterbach, w czasie samoodradzającej się burzy, znaleziono wówczas zmasakrowane zwłoki trójki mieszkańców Siebenhoch. Morderstwo staje się jego OBSESJĄ, siedem liter. Zaczyna szukać informacji na ten temat, świadków, natrafia na przedziwną zmowę milczenia… „jak coś się dzieje w górach, to musi w górach zostać”. Salinger jest jednak opętany przez tę historię, nie zrażają go kolejne niepowodzenia, kryzys w małżeństwie, wypadek córki. I w końcu dochodzi do rozwikłania zagadki, wychodzi na jaw, co tak naprawdę stało się przed laty, co jest istotą zła, tkwiącą tu, być może od wieków…

Luca D’Andea akcję swojej debiutanckiej powieści umieścił w regionie, który dobrze zna. Pochodzi z Bolzano, jest autorem scenariusza serialu o ratownikach górskich z Dolomitów. Rysuje w książce szerokie tło historyczne, które jest bardzo ważne dla wyjaśnienia przez Salingera zagadki sprzed lat, ale też i dla czytelnika, dla zrozumienia całej historii. Przytacza mało chyba znany epizod z dziejów prowincji Trydent-Górna Adyga. Region ten należał do Bawarii, potem do Austrii i tylko przez krótki czas w XIX wieku do Włoch. W 1919 roku został jednak przyznany Włochom. Szczególnie trudny czas dla ludności nastał wraz z Mussolinim, który rozpoczął zintensyfikowaną italianizację. Po II wojnie światowej prowincja stała się przedmiotem sporu Austrii i Włoch, zyskała ona pewną autonomię, języki niemiecki i włoski uznane zostały za urzędowe. Nadal jednak wśród ludności panowały silne nastroje proaustriackie, wyrażane bardziej lub mniej pokojowo. Do 1988 roku zwolennicy przyłączenia regionu do Austrii przeprowadzili 361 zamachów terrorystycznych, w których zginęło 17 osób. To taki „Belfast na ziemiach strudlowych”. Teoretycznie w 1971 roku zapanował tu spokój – podpisano specjalne porozumienie, prowincja cieszy się dużą autonomią. Resztę załatwiła likwidacja granic w ramach Unii Europejskiej. Teoretycznie… Ponoć sportowcy z Trydentu-Górnej Adygi nadal odbierając medale nie śpiewają włoskiego hymnu, twierdząc, iż „nie znają tej piosenki”.

„To było na pewno w 1982 roku, kiedy Włochy zdobyły mistrzostwo świata w piłce nożnej. – Werner zakrztusił się śmiechem. – I wielu ludziom mina zrzedła, tutaj, u nas…
– Wciąż z tych plemiennych powodów?
– Kibicowaliśmy Niemcom.
– A nie Austriakom? – spytałem naiwnie. (…)
– A widziałeś kiedyś, jak reprezentacja Austrii gra w piłkę nożną? Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wywiesić białą flagę”.

D’Andrea buduje w „Istocie Zła” obraz urokliwej, pełnej turystów tyrolskiej miejscowości, w której – gdy tylko przyjrzeć się bliżej – krążą niezałatwione sprawy, dawne urazy, gniew tłamszonej latami ludności.
„Słowo Walscher lub Welsher, czy każda inna jego odmiana, jest słowem kluczowym, kiedy chcesz jakoś zrozumieć brudy, które ta ziemia kryje pod swoją skorupą, Jeremiaszu. (…) Welsher to obcy, nie nasz. To ktoś nie stąd. Ale zawsze w rozumieniu niedobrym, wzgardliwym”.

Wąwóz Bletterbach, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Bletterbach_HDR.jpg

W powieści podrzuca rozmaite tropy, umiejętnie prowadzi czytelnika przez karty opowieści, odkrywa kolejne tajemnice Siebenhoch i jego mieszkańców. Buduje napięcie, razem z Salingerem podążamy w mrok i szaleństwo. Kiedy już wydaje nam się, że rozwiązaliśmy całą zagadkę, następuje nagły zwrot fabuły. W finale okazuje się zaś… oczywiście nie zdradzę Wam zakończenia, jest ono bardzo zaskakujące, ostateczne odkrycie tytułowej istoty zła jest niemałym wstrząsem.

„Istota Zła” to co prawda powieść debiutancka, ale z całą pewnością uznać należy ją za pełnokrwisty kryminał. To doskonała lektura na długie, zimowe wieczory. Gorąco polecam! Ola

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *