Jakub Małecki, „Saturnin” – RECENZJA W DNIU PREMIERY!

Najnowszą powieść  Jakuba Małeckiego,„Saturnin”, czytać można na kilku różnych poziomach. To historia o marzeniach, ale tych, które raczej się nie spełnią, o rodzinie, niby zwyczajnej, ale jednak takiej, w której wiele brakuje, o wojnie, której doświadczenie kładzie się cieniem na kolejnych pokoleniach. Pamięć, rodzina, historia, wojna, szare, zwykłe życie, a jednak przy bliższym spojrzeniu pozbawione banału. Małecki ma dar kreślenia poetyckich obrazów na kartach powieści. „Moja mama niesie półtora kilograma słońca w dużej niebieskiej torbie w białe pasy, a ja drepczę obok, niecierpliwy, z obolałą szczęką”. Jeśli znacie jego wcześniejsze książki – sięgnijcie po „Saturnina” koniecznie, jeśli nie, warto zacząć przygodę z twórczością autora od tego tytułu.

Nazywam się Saturnin Markiewicz i nigdy nie spełnię swojego jedynego marzenia, nigdy nie będę zawodowo uprawiał sportu. Jestem przedstawicielem handlowym, tak jak wszyscy inni ludzie na świecie. Siedzę w aucie, odbieram telefony. Wymyślam zabawne odzywki, które nie są zabawne. Wraz z całym zastępem mi podobnych dbam, by jak najwięcej klientów  kupiło konkretny rodzaj wody kokosowej. Konkretną markę parówek cielęcych. Konkretny serek śniadaniowy. Pastę z makreli. Lizaki.

Mam trzydzieści lat, żyję sam i ciągle czekam na coś, co się nie wydarzy.

Jestem rozłoszczonym małym chłopcem, któremu ktoś kazał napisać sto razy na tablicy: „Istnieje świat poza podnoszeniem ciężarów”.

Kto nie zna haseł: „zacznij marzyć”, „jesteś zwycięzcą”, „sky is the limit”? Ale co zrobić, jeśli jesteś trochę za gruby, na pewno za łakomy, masz wszędzie piegi, a do tego nosisz to dziwne imię. Saturnin. Wtedy nawet te zwykłe ludzkie potrzeby – akceptacji, bliskości z drugim człowiekiem, sukcesu, wydają ci się jakieś… Nie dla ciebie, może dla kogoś innego, lepszego. Bo z tobą musi być coś nie tak, skoro nawet własny ojciec od ciebie uciekł, a dziadek… Dziadek jest ciągle nieobecny, ale kto wie, może to też przez ciebie. Zaczynasz uprawiać sport, wkrótce staje się to prawdziwą obsesją, przepustką do innego, lepszego świata. Kontuzja sprawia jednak, że twoje marzenia o medalach szlag trafia. Saturnin, dla rodziców Satek, w końcu dorasta, kończy studia i jego życie toczy się już torem najpospolitszym z możliwych. Wynajęta kawalerka, praca jako przedstawiciel handlowy, wieczna samotność. W jego monotonnym życiu niewiele się dzieje. Aż pewnego dnia znika jego 96-letni dziadek, Tadeusz. Wnuk wraca do rodzinnego Kwilina, ale jeszcze nie wie, że to będzie bardzo daleka podróż, aż do czasów wojny i do korzeni jego rodziny.

„Saturnin” to bardzo ciekawa i niezwykła książka. Jakub Małecki buduje w niej poetyckie obrazy, niektóre z pogranicza jawy i snu, wykorzystując również elementy realizmu magicznego. Opisuje rzeczywistość szarą, znaną nam wszystkim, może nawet trochę banalną. Ot, zwyczajna wieś, typowa rodzina, życie przygaszone brakiem perspektyw i marzeniami, które się nie spełniły. Jednocześnie jednak potrafi sprawić, że czytelnikowi świat ten stanie się bliski, namacalny wręcz, przy użyciu prostych, ale bardzo sugestywnych środków.

To zresztą świat zwykły tylko pozornie, bo „Saturnin” to powieść wielowątkowa, i choć niedługa, to bardzo złożona. Autor krąży wokół takich tematów, jak pamięć, rodzina, tożsamość, historia, wojna. Wracają one w pewnych sekwencjach, poznajemy coraz lepiej, także dzięki retrospekcjom, dzieje rodziny Markiewiczów. Nawet tytuł też może budować pewne pozory – sugeruje, że głównym bohaterem powieści będzie postać w nim wymieniona. Tymczasem Jakub Małecki, jakimś niepojętym wręcz sposobem, nadaje ważność niemal równorzędną wszystkim bohaterom  pierwszego planu, tak że w istocie trudno wskazać tego najważniejszego. Myślę wręcz, że dla każdego odbiorcy będzie to ktoś inny. Mnie te rozwiązania urzekły, szczególnie – wyróżnione w powieści kursywą – refleksje Irki.

Sam pomysł na książkę zasługuje na osobny akapit. Autor odwołuje się do losów własnej rodziny, czyniąc to jednak w przewrotny (znowu!) sposób. Nie chcę zdradzić tutaj, na czym ta koncepcja polega, Jakub Małecki okrywa ją dopiero w posłowiu. Przyznać muszę, że jest ona naprawdę niezwykła, prowokująca wyobraźnię. To bardzo osobista powieść i pewna gra z czytelnikiem. Warto wziąć w niej udział i samemu odkryć tajemnicę dziadka Tadeusza.

Ola

Jakub Małecki, „Saturnin”, Wydawnictwo SQN, Kraków 2020, ilość stron: 318.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *