Miłośników twórczości Jaume Cabrégo raczej nie trzeba szczególnie zachęcać do lektury „Podróży zimowej”, która ukazała się niedawno w Polsce nakładem wydawnictwa „Marginesy”. Dość powiedzieć, że książka ich z całą pewnością nie rozczaruje. Gdyby zaś ktoś miał ochotę rozpocząć swoją literacką przygodę z katalońskim mistrzem pióra właśnie od tej pozycji, dokonałby naprawdę doskonałego wyboru! „Podróż zimowa”, zbiór czternastu opowiadań powstałych przed 2000 rokiem, świetnie reprezentuje jego pisarstwo. To – podobnie jak „Wyznaję” czy „Agonia dźwięków” – wysmakowana, erudycyjna, intelektualna proza najwyższej próby. Z drugiej strony zaś – zdecydowanie różni się od słynnych powieści autora, choćby ze względu na krótkie literackie formy, z których się składa. A jak pisze Cabré w epilogu:
(…) czytelnik opowiadań musi być bardziej aktywny niż czytelnik powieści. Ograniczona rozpiętość (…) zmusza pisarza do skrótów, do uznania za domyślne tego, co się wydarzyło wcześniej, do zarysowania jednym pociągnięciem pióra charakterystyki psychologicznej czy opisu fizycznego… Pisarz musi wysilić inteligencję, ale czytelnik też. Pisarz sugeruje nastrój, perypetie, pejzaż, klimat, a czytelnik uzupełnia te elementy w trakcie czytania. A ponieważ jest fizyczną niemożliwością umieszczenie wszystkiego w granicach opowiadania, wspomnienie lektury jak echo (podobnie jak bezpośrednie wspomnienie utworu muzycznego) pozwala czytelnikowi uzupełnić wymiar moralny każdego opowiadania, jeśli faktycznie go posiada.
To zresztą nie jedyna praca, jaką musi wykonać czytelnik. Cabré prowadzi z nim bowiem nieustanną grę. Opowieści o pianiście, który podczas występu widzi w pierwszym rzędzie nieżyjącego od stu pięćdziesięciu lat Franza Schuberta, o organmistrzu ukaranym za zbrodnię, której nie dokonał, o bibliofilu, który lituje się nad zapomnianymi książkami, o szlifierzu diamentów – oszuście, o płatnych mordercach, także o ofiarach wojny, nawet o wielkim rabinie Chaimie Mattesie z Łodzi i o jego potomkach – tworzą skończone, zamknięte, świetnie skomponowane całości. Każdą można się delektować w oderwaniu od pozostałych („delektować” – tak – to dobre określenie, Cabré, pisząc opowiadania, trzyma najwyższy poziom). Ale jednocześnie pomiędzy opowiedzianymi historiami rysuje się sieć powiązań, czasem oczywistych, czasem trudniejszych do wychwycenia. Autor powtarza wątki, motywy, pozwala wracać swoim postaciom – jednak w nowych wcieleniach, w innym czasie i przestrzeni. Co więcej – zwodzi tropy albo wręcz oszukuje. Fikcyjni bohaterowie zyskują status postaci historycznych, przywoływane autorytety i ich myśli bywają fałszywe. To wyrafinowana gra z czytelnikiem, który jest nieustannie zmuszany do wysiłku intelektualnego (bardzo pomocny może się okazać „Indeks postaci, rekwizytów i innych tropów” sporządzony przez tłumaczkę, Annę Sawicką). Cabré prowokuje być może z większą intensywnością niż w formach powieściowych. Robi to z subtelnym humorem, choć tematyka opowieści nie jest błaha.
Trudno o dokładne określenie tej tematyki, bo proza Cabré jest głęboka, wielowarstwowa, można odkrywać w niej wiele sensów i znaczeń. Z grubsza można powiedzieć pewnie, że jednym z najważniejszych tematów „Podróży zimowej” jest nieprzewidywalność życia, kapryśność, czasem okrucieństwo losu. Czytamy więc na przykład w opowiadaniu „Szczęście na wyciągnięcie ręki”:
Ale tak to już jest z przeznaczeniem: nie opowiada ci całej historii, tylko ten fragment, który mu pasuje i chcąc cię oszukać, z premedytacją ukrywa właściwe zamiary pod dwuznacznym uśmieszkiem.
(…) los gotów zawsze wyskoczyć zza drzewa jak bandyta z zasłoniętą twarzą (…).
W „Podróży zimowej” pojawiają się także pytania o ludzką tożsamość, o to, co ją tworzy, o sens egzystencji. A wszystko to zazwyczaj w odniesieniu do sztuki: muzyki, literatury, malarstwa. Sam tytuł zresztą jest nawiązaniem do cyklu pieśni skomponowanych przez Franza Schuberta do poematu Wilhelma Mϋllera pod tym samym tytułem, a także (autorowi nie wystarczy jeden trop, odniesień musi być więcej!) do kontrowersyjnej biografii Schuberta autorstwa Gastona Laforgue’a.
Niezwykle mocną stroną opowiadań Katalończyka jest świetnie prowadzona narracja, dla podkreślenia dramatyzmu często zmieniająca się z trzecioosobowej na pierwszoosobową. Dzieje się tak już w pierwszym opowiadaniu, „Opus postumum”, kiedy pianista, Pere Bros, ma dać koncert przed pełną salą:
Uregulował wysokość taboretu, niedostosowanego do jego wzrostu. A przecież pół godziny temu sam wszystko sprawdził. Nie, teraz jest za wysoko. Mam wrażenie, że jest niestabilny, nieprawdaż? Cholera. Teraz dobrze. Nie. Tak. Wyciągnął chusteczkę z kieszeni i przetarł dłonie. Przy okazji przeciągnął chusteczką po nieskazitelnych klawiszach, jakby chciał zetrzeć z nich pot poprzednich konsternacji. Podciągnął mankiety koszuli. Jestem jedną wielką agonią.
Bądź też chwilę później, kiedy pianista pozbywa się swojego agenta, a narracja zmienia się nawet wewnątrz struktury jednego zdania:
Zamknął mu drzwi przed nosem, mnie, facetowi zastępującemu mu głos, pamięć i terminarz.
Z wielu powodów zatem warto wraz katalońskim mistrzem pióra odbyć „Podróż zimową”. Warto podjąć rzucone przez niego wyzwanie i podążyć często mylnymi tropami, warto zamyślić się nad ukrytymi znaczeniami opowieści. Warto wreszcie dla samej przyjemności obcowania z bardzo dobrą literaturą, bez cienia przesady można powiedzieć, że autorstwa jednego z najlepszych współczesnych prozaików.
Agata
Jaume Cabré, „Podróż zimowa”, przeł. Anna Sawicka, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2018, licza stron: 297.