Cecilie Enger „Biała mapa” – RECENZJA

Jest rok 1873. Niespełna dziesięcioletnia Bertha Torgersen, wychowywana przez ojca rzeźnika i macochę, zdaje się nie wyróżniać ani spośród swojego licznego rodzeństwa, ani spośród innych dzieci w norweskiej osadzie Haugesund. Ma wiele domowych obowiązków, odrabia lekcje, jest świetna w rachunkach. Marzy… Kilka lat później po raz pierwszy przychodzi do salonu tekstylno-odzieżowego, gdzie ma odebrać uszytą dla niej sukienkę do konfirmacji. Tam ją spotyka – młodą subiektkę, ubraną trochę po męsku, oszałamiającą Hannę Brummenæs. Mija jeszcze trochę czasu i drogi obu kobiet ponownie się przecinają. Pracują w górniczym Visnes, zaprzyjaźniają się, z czasem zaczynają prowadzić wspólny biznes i będą go rozwijać, pomimo trudów rzeczywistości zdominowanej przez mężczyzn. Zamieszkują razem, kochają się, choć na przełomie XIX i XX wieku niezamężną, bezdzietną kobietę nazywa się „jałową”, „trzecią płcią”, a „sodomię” (rozumianą jako zachowania homoseksualne) okrutnie karze. Bertha i Hanna stają się pionierkami zapełniającymi swoją historią białą mapę działalności kobiet.

Cecilie Enger oparła opowieść na autentycznej historii pierwszych na świecie spedytorek, kobiet mających odwagę rozwijać przedsiębiorstwo jakby były mężczyznami i żyć jakby były małżeństwem. Już tylko z tego powodu warto sięgnąć po „Białą mapę”. A jest to także po prostu bardzo dobrze napisana książka, z jednej strony prostym językiem opisująca realia górniczej osady przełomu wieków, z drugiej – oddająca głębię emocji kobiet walczących o swoją pozycję ekonomiczną w męskim świecie i o przestrzeń dla trudnej, nieakceptowanej społecznie miłości.

Czytelniczki i czytelnicy poznają tę historię z perspektywy nieco młodszej Berthy, śledzą jej fascynację odważną, niezwykłą Hanną, rozwijające się uczucie i rozterki. To bardzo ciekawe, gdyż w przeciwieństwie do Hanny, będącej „okrętem, który pruje fale”, mającej jasne cele, zdającej się od zawsze wiedzieć, kim jest i do czego dąży, Bertha przechodzi długą i trudną drogę, by określić swoją tożsamość, zrozumieć jak chce żyć, z kim chce życie dzielić. Jako bardzo młoda dziewczyna życzyła sobie mieć męża, dzieci, nie rozumiała, a potem bała się zauroczenia Hanną, walczyła z kipiącymi w niej emocjami. Rozterki, a nawet lęk przed brakiem akceptacji, społecznym odrzuceniem, nie opuszczają jej nawet wówczas, gdy jest już dojrzałą kobietą, gdy już dokonała wyborów:

[Bertha] pomyślała, że wszyscy ludzie coś wybierają, rezygnując jednocześnie z czegoś innego.
Dlaczego ona nie mogła po prostu wybrać porządku, wedle którego działała cała ludzkość. Były starymi pannami. Smutnymi bohaterkami wszystkich opowieści, pijackich przyśpiewek i historii rodzinnych. Wiecznie niezamężne, spędzające życie w samotności, wiecznie niespełnionej miłości. A przecież wiele kobiet nie chciało żyć z mężczyzną, w tych czasach mogły w końcu zdobyć wykształcenie i utrzymać się samodzielnie.

Bez wątpienia to Hanna jest motorem napędowym tego duetu, ma w sobie niezwykłą determinację, zapał i hart ducha. Jest też wyjątkowo kreatywna – „Czasem jej pomysły były proste i łatwo było się do nich odnieść, płynąc z tym prądem. Innym razem trzeba było brnąć pod prąd”. Bertha koncentruje się na liczbach, zajmuje się rachunkami, co jest jej mocną stroną. Gdyby na jej drodze nie stanęła odważna, ubrana w męskie stroje Hanna, Bertha prawdopodobnie wyszłaby za mąż, zajęła się domem, rodziną i nie osiągnęłaby tego, co stało się jej udziałem u boku parterki. Podziw budzi raczej Hanna.  A jednak to Bertha w swojej niepewności, próbie zrozumienia siebie i świata, jest bardziej autentyczna, bliższa większości odbiorczyń i odbiorców (i homoseksualnych, i heteroseksualnych), jest bardziej ludzka.

Trudno zresztą nie zrozumieć obaw  Berthy. Jej życie jest przecież dalekie od oczekiwań społecznych. Nie może afiszować się ze swoją miłością, od bliskich osób słyszy o szkodliwości społecznej kobiet niezamężnych, z przestrachem czyta referat Towarzystwa Medycznego ostrzegający przed „nowym rodzajem zboczonych i chorych kobiet: odfeminizowanymi amazonkami udającymi mężczyzn”, jej  były narzeczony, obecnie pastor, głośno przestrzega przed groźnymi konsekwencjami „chaosu pomiędzy płciami”. A bolą nie tylko słowa – osoba o nienormatywnych upodobaniach seksualnych może doświadczyć okrutnej przemocy fizycznej, jak pobity do nieprzytomności, niemal zakatowany na śmierć nauczyciel rysunku, pan Arnfindsen.

Historia Berthy Torgersen i Hanny Brummenæs, intymna i piękna, jest też zatem trudna i bolesna. Dla wielu współczesnych może być również bardzo inspirująca. W ostatnich latach zwłaszcza z  ogromną satysfakcją obserwuję starania przywrócenia pamięci i dokonaniach zapomnianych, niedocenianych kobiet, głównie artystek czy naukowczyń. To bardzo cenne, że Cecilie Enger sięgnęła po historię pionierek w świecie ekonomii, pierwszych armatorek.

Żadna kobieta nie kupiła nigdy statku. Żadna kobieta nie mogła być armatorką.
Może zresztą Bertha słyszała kiedyś o jakiś pojedynczych przypadkach, ale zawsze były to wdowy albo córki armatorów.
Dla kobiet mapa była zupełnie biała, bez żadnych latarni morskich, których światłem można było się kierować.

Agata

Cecilie Enger „Biała mapa”, przeł. Karolina Drozdowska, Smak Słowa, Sopot 2022, ilość stron: 271.

1 komentarz do “Cecilie Enger „Biała mapa” – RECENZJA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *