Herbjørg Wassmo, „Te chwile” – RECENZJA

Herbjørg Wassmo, „Te chwile”, przeł. Ewa M. Bilińska, Wydawnictwo Smak Słowa, Sopot 2015.

Moja fascynacja prozą Herbjørg Wassmo trwa już od jakiegoś czasu. Zaczęłam oczywiście od słynnej „Księgi Diny”, uderzającej, potężnej historii o sile, cierpieniu i namiętności. Następny był „Syn szczęścia”, kontynuacja cyklu „Dina” (niecierpliwie czekam na zapowiadaną jeszcze na ten rok część trzecią, „Dziedzictwo Karny”), potem monumentalne i porywające „Stulecie”. „Dom za ślepą werandą” (jedyny wydany w Polsce tom cyklu „Tora”) udało mi się zdobyć na aukcji internetowej, za wcale niemałą sumkę, zważywszy na wiek książki i liczne ślady użytkowania, w tym zalania kawą. Piękna to zresztą i straszna jednocześnie książka. Wciąż jednak nie mogę zdecydować się, czy już pisać o niej, czy czekać na wydanie w nowym przekładzie, być może Ewy Bilińskiej, do którego podobno (ale ciii, nie mówmy o tym głośno, nie zapeszajmy) przymierza się wydawnictwo Smak Słowa.

Ostatnio napisana powieść przez Wassmo, która ukazała się w Polsce, to „Te chwile”. Powieść inna niż wszystkie do tej pory. Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze inna jest jej forma: książka w całości składa się z krótkich rozdziałów, wycinków z życia – chwil, w warstwie językowej wyrażonych mało rozbudowanymi zdaniami w czasie teraźniejszym. Postaci nie są nazwane z imienia (a przecież do tej pory imiona odgrywały ważną rolę w powieściach Wassmo), mówi się o nich: ona, on, mąż, matka, ojciec… Wszystko to sprawia wrażenie kalejdoskopu czyjegoś życia, zbudowanego z momentów, wydarzeń realnych i także snów czy stanów w rodzaju halucynacji; kalejdoskopu życia oddanego wiernie, bez komentarza. Mimo tego – i to będzie drugi powód wyróżniający „Te chwile” spośród innych książek Norweżki – to powieść autobiograficzna. Elementy autobiograficzne pojawiły się już wprawdzie w „Stuleciu”, które poświęcone jest  jednak przede wszystkim trzem kobietom z rodziny pisarki, jej prababce, babce i matce. Teraz Wassmo mówi o sobie, choć nie nazywa swoich postaci, są one łatwo rozpoznawalne, tak jak dla znających jej życiorys łatwo rozpoznawalne są jego elementy przedstawione w książce. Pisarka uzasadnia ten literacki zabieg w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej”:

Nie nadałam ich [imion postaciom książki – przypis własny], bo chciałam jakoś się zdystansować. To dodało mi odwagi, żeby mocniej się otworzyć, ale też cały czas ważne było dla mnie, żeby to miało wymiar bardziej uniwersalny. Bo przecież jeśli chciałabym dokonać zwykłego coming outu, wystarczyłby artykuł w gazecie.

Ale ja wolałam spojrzeć na moją historię z perspektywy literatury, napisać biografię tak, jak nie mógłby nikt postronny. Myślę, że jeśli czytelnik czyta tę historię jako fikcję, łatwiej mu się z nią zidentyfikować. Powieść prowadzi do większego zrozumienia autora przez czytelnika. I ma wartość niezależnie od tego, czyją historię opowiada*.

„Te chwile” to powieść bardzo osobista, do bólu szczera. Wyłania się z niej historia życia kobiety, początkowo dziewczynki dorastającej w skromnych warunkach, okrutnie skrzywdzonej przez ojca (o tej traumatycznej prawdzie myślała zapewne Wasmmo, mówiąc o coming oucie, choć mówi na kartach powieści i o innych trudnych doświadczeniach), potem młodej kobiety, która przedwcześnie została matką, następnie żony i nauczycielki, aż wreszcie pisarki u szczytu sławy. Bohaterka jest trochę literacką Diną, ma wiele cech kobiet sportretowanych w „Stuleciu” – jest niezwykle silna, konsekwentna, a jednocześnie nieskończenie wrażliwa. Jej życiowa droga okupiona jest bólem i cierpieniem, samotnością, nieustanną walką ze światem, z ludźmi (zwłaszcza z mężczyznami, którzy zajmują ważne miejsce w jej życiu, z ojcem i mężem), a nade wszystko z samą sobą. Ma poczucie wyobcowania w świecie, ról, które musi odegrać, udawania przed ludźmi, że jest kimś innym, kimś lepszym.

Prawdopodobnie to w tym tkwi problem. Że ona w zasadzie jest tylko cieniem czegoś. Lub odpadem. Czymś, co ktoś inny odrzucił. Stoi, opierając się o balustradę, w całym ciele ma jakieś dziwne uczucie. Rodzaj paraliżu. Czuła to już wcześniej. Ale nie tak mocno. To uczucie mówi jej, że tutaj, na powierzchni ziemi, jej nie ma. Tylko udaje, że jest. Pozostaje nadal udawać – tak długo jak jeszcze się da, myśli.

W końcu ludzie nie mówią dobry wieczór końskiemu gównu.

Nie ma nawet siły wdrapać się na balustradę.

Ta obcość.

Pęknięcie w piersi zszyte drutem kolczastym.

Brak wiary w siebie, z którym nieustannie się zmaga, poczucie poniżenia i wstydu, są prawdopodobnie konsekwencją traumatycznego dzieciństwa i trudnej młodości. „Wstyd” to zresztą jeden z najistotniejszych motywów w twórczości Wassmo, to słowo wpisane w życie, w jestestwo bohaterki.  Ta walka czyni ją mocniejszą. Brnie przez życie, przez wewnętrzne rozdarcia, przez trudy codzienności, czasem radości. Przemiana, jaką przechodzi, by stać się dojrzałą, świadomą i realizującą swoje potrzeby kobietą – pisarką, nie jest gwałtowna. To długi proces.

To, co według mnie najbardziej uderzające, najważniejsze w powieści „Te chwile”, a być może w ogóle w prozie Herbjoørg Wassmo, to sposób, w jaki opowiada historię – bez wartościowania i bez komentowania, a zamiast tego – prawdziwie, bez upiększeń, choć bywa, że za pomocą symboli, z wyważeniem każdego słowa, z określeniem w punkt tego, co miało miejsce. Jest w tej historii ukryte jakieś okrutne piękno, coś, co sprawia, że nie można się od niej oderwać. Uderza i fascynuje. Jak w rozdziale „Prezent”. Mąż, który wcześniej dopuścił się zdrady, pojawia się w domu wraz z obcym mężczyzną – sprzedawcą i upragnioną przez bohaterkę maszyną do szycia. Ona każe ją zwrócić, ale umowa kupna jest już podpisana. Maszyna trafia do piwnicy, a ona zaczyna płakać: „Łzy kapią na głowę córki. Na ubrania, które rozwiesza. Na ziemniaki, które nastawia do gotowania. Kotlety rybne. Kapią do patelni, aż skwierczy”. Potem mąż przynosi jednak maszynę, zaczynają czytać instrukcję – trwa to do drugiej w nocy. Kładą się do łóżka, ona dotyka jego ramienia i dziękuje za maszynę. On też jej dziękuje. Następnego ranka budzi się o świcie i widzi nowiutkie, błyszczące urządzenie:

Chce narysować wykrój. Może nawet kupi sobie żurnal. Obejrzy próbki materiałów i zamówi w sklepie wysyłkowym. Uszyje ubrania dla całej rodziny. Prezenty świąteczne.

W lutowym mroku ciągnie córkę w pulce przez zaspy. Nikt nie odśnieżył drogi, latarnie uliczne się nie palą, a mróz gryzie w twarz. Życie niesie niewyobrażalne możliwości. Tylko najpierw trzeba wykonać dzisiejszą pracę.

„Te chwile” to niewątpliwie gratka dla miłośników Herbjørg Wasmmo, książka, która wiele wyjaśnia, pozwala lepiej zrozumieć twórczość norweskiej pisarki. Ale też po prostu niezwykła, głęboka powieść o dojrzewaniu, drodze do artystycznej świadomości, także świadomości feministycznej (choć feminizm u Wassmo nie ma w żadnym razie radykalnych znamion, to raczej dążenie do samostanowienia o sobie, realizacji własnych zamierzeń i społecznego szacunku). Szczerze polecam.

Agata

Moja ocena: 9,5/10

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa!

*Herbjoerg Wassmo: Nie zabiłam ojca, ale chciałam. Rozmowa z autorką książki „Te chwile” [w:] http://wyborcza.pl/1,75410,18482410,herbjorg-wassmo-nie-zabilam-ojca-ale-chcialam-rozmowa-z-autorka.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *