Michał Wójcik „Baronówna. Na tropie Wandy Kronnenberg – najgroźniejszej polskiej agentki” – RECENZJA

Wanda Kronenberg – najgroźniejsza i bodaj najbardziej tajemnicza polska agentka w okupacyjnej Warszawie. Raz brunetka, raz blondynka, raz opisywana jako młodziutka dziewczyna, raz dojrzała kobieta, jako Angielka, Rosjanka, Polka, Włoszka, Żydówka… Kim była? Dla kogo tak naprawdę pracowała? Czyim siłom w rzeczywistości służyła, pracując dla pięciu wywiadów? Dlaczego usiłowano zatrzeć po niej ślad? I co sprawiało, że mimo tak młodego wieku (w momencie wybuchu wojny miała zaledwie 17 lat!), miała inteligencję i siłę, by manipulować, budzić strach, by fascynować. Fascynować nawet po upływie wielu lat – Michał Wójcik, historyk i dziennikarz, poświęcił zgłębianiu postaci Wandy cztery lata. Owocem zaś jego pracy, poszukiwań, rozmów, wczytywania się w dawne dokumenty, wspomnienia, jest „Baronówna”. To książka z jednej strony opisująca wyniki pasjonującego dziennikarskiego śledztwa, z drugiej zaś  – zmagania autora, którego zaangażowanie w rozszyfrowywanie tajemnic pięknej agentki bliskie jest obsesji.

Autor zainteresował się postacią Wandy przez przypadek. Przygotowując dla jednej z gazet rocznicowy dodatek o Powstaniu Warszawskim, natknął się na wspomnienia powstańca ze Śródmieścia, a w nim na niezwykły opis pewnej kobiety, która „przelazła przez barykadę, szła z pejczem w dłoni”. Co więcej, szła w stroju do konnej jazdy, co w sumie przywodziło na myśl raczej komiksową superbohaterkę, kobietę-kota, a nie powstańczą patriotkę. Kobietą okazała się być Wanda Kronnenberg, córka barona Leopolda Kronnebrega, arystokraty żydowskiego pochodzenia, przedstawiciela jednej z najbogatszych rodzin w przedwojennej Polsce. Z jakiego powodu zaczęła pracę w wywiadzie? Kierowała nią prawdopodobnie wola przetrwania, chęć ochrony najbliższych, a być może także ocalenia przynajmniej części z olbrzymiego rodzinnego majątku. Z czasem rozsmakowuje się w tym zajęciu, jest świetna, pociągająca i piekielnie inteligentna. Zresztą doskonale się do tego nadaje, zna wyższe sfery, mówi płynnie po niemiecku i angielsku (jej matka jest Angielką).

Wanda pracowała tylko i wyłącznie dla siebie. Wszystkich innych oszukiwała. Robiła to, by przetrwać. Trochę szczuła, więcej manipulowała, dużo kłamała. Robiła to niezwykle skutecznie aż do Powstania Warszawskiego. Dopiero wtedy, w okresie chaosu i anarchii straciła kontrolę nad sytuacją. Od początku była na straconej pozycji. Zagrażali jej Niemcy, nie ufali Polacy. Jeśli zatem manewrowała i manipulowała, robiła to w samoobronie. I robiła to naprawdę genialnie. Z wyczuciem, minimalizując ryzyko. Dostarczała haki, donosy, dowody. Wszystkiego tyle, aby zawsze pozostawić niedosyt. To wielka umiejętność tak lawirować. Prawdziwy kunszt, przy którym wygibasy gwiazd Camilli stawały się jedynie cyrkową sztuczką.

Wanda pracuje dla AK, dla Gestapo, w sumie dla pięciu wywiadów i doskonale między nimi lawiruje. Jej postać wyłania się z raportów – jak mówi autor w wywiadzie przeprowadzonym przez Annę Dziewit Meller – jako „wielogłowa hydra”*. Groźna, śmiercionośna, rozkochująca, z trudną do ustalenia tożsamością.  W meldunkach kontrwywiadów nie jawi się jako zwykła kobieta, ale jako ktoś więcej. Mężczyźni, nierzadko sami z nieczystym sumieniem, widzą w niej:

Czarownicę, wampirzycę, mroczną femme fatale. Rzeczywiście, Wanda jak mało kto nadaje się na żeńskie wcielenie Vlada Draculi. Wypalone w 1939 roku ruiny domu Kronnenbergów straszą niczym opustoszałe zamczysko. Jako pół Angielka, pół Polka i „cała Żydówka”, w dodatku arystokratka, nie należy do wspólnoty. Funkcjonuje bez własnego narodu i bez wyraźnej tożsamości.

W wywiadzie rzece udzielonym pod koniec życia Władysław Bartoszewski nazwał Wandę „zepsiałą córką przyzwoitej rodziny” (niezwykle elegancko, inni określali ją po prostu słowem na „k”). Wielu widziało w niej zdrajczynię, która wysyłała na śmierć polskich chłopców. Ale i są tacy, którzy mają jej odmienny obraz. Gdzie leży prawda? To nie jest czarno-biała historia. A jednak, choć Michał Wójcik dochodzi do konkluzji, że Wanda pracowała po prostu dla siebie, odsłania fakty, które pozwalają zdecydowanie przechylić szalę jej uczynków na jedną stronę…

Historia Wandy Kronnebreg, której postać Michał Wójcik uratował przed rozpłynięciem się w pomroce dziejów, to jedna warstwa powieści. Mamy w niej także bardzo ciekawe świadectwo konspiracyjnej Warszawy. Autor świetnie pokazuje, jak wiele rozgrywało się na tej płaszczyźnie, jak dużo od niej zależało. Także – jak skomplikowana i wielowymiarowa była działalność konspiracyjna. Poza tym, że opisuje wiele faktów, przytacza nazwiska – pokazuje to środowisko w sposób, do jakiego raczej nie przywykliśmy. Agenci byli rozmaici – bardziej i mniej uczciwi (o ile bycie agentem w ogóle nie wyklucza bycia uczciwym). Ich działalność, jak w przypadku Wandy, często wymyka się jednoznacznej ocenie. Przede wszystkim bowiem byli po prostu ludźmi. Niekoniecznie wielkimi bohaterami – patriotami bądź czarnymi charakterami, a zwykłymi ludźmi. W dodatku na ogół bardzo młodymi, chcącymi czerpać z życia, bawić się, kochać, a przede wszystkim  – przeżyć.

Mamy wreszcie w „Baronównie” opowieść o dziennikarskim śledztwie, historię autora, który dał się uwieść postaci agentki. „To był mój świat, mój obłęd” – mówi – „Ta książka to zatem zapis choroby i niech padnie wreszcie to słowo: obsesji”. Według mnie to doskonały zabieg literacki, który sprawia, że czytelnik – w ślad za autorem – podąża za historią Wandy, zatapia się w niej nie jak w książce historycznej, a najlepszym thrillerze czy wojennej sensacji.

A.

Michał Wójcik, „Baronówna. Na tropie Wandy Kronneberg – najgroźniejszej polskiej agentki”, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2018, ilość stron: 316.

* http://bukbuk.pl/2788-2/

Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Znak literanova


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *