Kurban Said, „Dziewczyna znad Złotego Rogu” – RECENZJA

„Kobieta ze Stambułu może wszystko, może nawet być szczęśliwa” – powiedział hinduski profesor do Ahmeda Paszy, ojca dziewiętnastoletniej Asiadeh. Miał rację? Ahmedowi niełatwo w to uwierzyć. Jest wysokiej rangi urzędnikiem imperium osmańskiego, a właściwie byłym urzędnikiem, który po pierwszej wojnie światowej i upadku tegoż imperium przebywa na emigracji w Berlinie. W dodatku jego córka, piękna i dobrze wychowana, szanująca religię i tradycję tureckich przodków, przyrzeczona niegdyś osmańskiemu księciu, zdecydowała się poślubić niewiernego, Austriaka (choć z bośniackimi korzeniami), na wskroś europejskiego doktora Hassę. Czy związek dwojga ludzi z tak różnych i odległych od siebie światów ma szansę się udać? Nie daje temu wiary nie tylko Ahmed Pasza, ale i czytelnik „Dziewczyny znad Złotego Rogu”, od pierwszych stron powieści dostrzegając przepaść kulturową pomiędzy parą bohaterów. A jeśli jeszcze ma w pamięci „Ali i Nino”, wcześniejszą powieść Kurbana Saida, okrzykniętą mianem „kaukaskiej odpowiedzi na Romeo i Julię”, przypuszczać musi, że i tym razem trafiła w jego ręce opowieść o miłości skazanej na klęskę. A jednak druga powieść Saida może zaskoczyć…

Słynna „Ali i Nino” traktuje o wielkim uczuciu, któremu naprzeciw stają przede wszystkim okoliczności historyczno-polityczne (Nino jest chrześcijanką – Gruzinką, Ali zaś muzułmaninem z Azerbejdżanu, a rzecz rozpoczyna się w Baku przed pierwszą wojną światową). I choć kochanków różni rodzina, religia, tradycja, ostatecznie  rozdziela ich wojna. Asiadeh i Hassa poznają się i pobierają w okresie międzywojennym, fizycznie nic nie stoi na przeszkodzie ich związkowi (z wyjątkiem może jednej postaci, ale o tym za chwilę…), nawet ojciec Turczynki godzi się z jej wyborem. Pomiędzy parą rodzi się uczucie, ale ani przez moment nie można mieć wątpliwości, że są inni od siebie jak ogień i woda, jak morze i pustynia, jak Europa i Azja… Asiadeh studiuje tureckie językoznawstwo porównawcze, co daje jej poczucie łączności z utraconym krajem przodków („O mój Boże, a co można po tym robić?” – pyta Hassa). Podczas kiedy ona porusza się w abstrakcyjnym świecie znaków i symboli, profesja Hassy jest bardzo konkretna. Jest lekarzem (jego codzienność to punkcje zatok i inne laryngologiczne zabiegi), co z kolei Turczynce wydaje się zajęciem mało szlachetnym. Mimo to, jak przystało na kobietę ze Stambułu, wszystkimi siłami stara się być dobrą żoną i dostosować do wymogów europejskiej rzeczywistości, w której zanurzony jest jej mąż.

Rodzi to rzecz jasna wiele zabawnych sytuacji (od razu trzeba dodać, że i tę powieść wyróżnia szczególny, bardzo błyskotliwy dowcip!), jak wówczas gdy Hassa zabiera Asiadeh na plażę. Dziewczyna „miała tylko mgliste wyobrażenie o miejscach, gdzie Europejczycy – mężczyźni i kobiety – półnadzy, z ciasno splecionymi ciałami, wystawiali twarze na działanie łagodnych promieni północnego słońca”. Znajduje się w ciasnej przebieralni, a widok „kawałka materiału, który w niezrozumiały sposób miał teraz zakryć jej ciało” przeraża ją. Czuje się zupełnie zagubiona.

W końcu wysunęła głowę przez uchylone leciutko drzwi i przywołała gestem kąpielową. Wpuściła ją do kabiny, spojrzała ze wstydem w oczach i zapytała lękliwie:
– Myśli pani, że mogę tak wyjść? To znaczy… tak słabo widać w lustrze…
– Nie – odparła kobieta niskim głosem. – Tak w żadnym razie nie może pani wyjść. Włożyła pani kostium kąpielowy tył na przód.

Przede wszystkim jednak te sytuacje są pretekstem do pokazania różnic pomiędzy dwoma opozycyjnym światami, Azją i Europą, Starym i Nowym Światem, tradycją i nowoczesnością. Nie po to jednak, by opowiedzieć się po którejś ze stron, ale by w możliwie prostej i zrozumiałej formie wyjaśnić azjatycki punkt widzenia. Trudno się zresztą temu dziwić. Autor powieści był wielkim miłośnikiem Orientu, który pod wpływem tej fascynacji przeszedł na islam (pochodził z rodziny żydowskiego potentata naftowego i rosyjskiej arystokratki – jego niesamowitą biografię opisał Tom Reiss w książce „Orientalista”). W „Dziewczynie znad Złotego Rogu” zdaje się więc mówić, że „wschodni” znaczy „inny”, ale nie „gorszy”:

W Europie nikt nie potrafi się odpowiednio zachować [powiedziała Asiadeh] Z obcą kobietą nie rozmawia się o miłości (…) I nie przygląda się jej tak pożądliwymi oczami. Mamy podobne doświadczenia miłości, ale jesteśmy bardziej milczący i cisi. Dlatego właśnie nazywa się nas „dzikimi”.

W kwestiach miłosnych kontrast pomiędzy tradycyjnym Wschodem a międzywojennym postępowym (by nie powiedzieć wręcz – rozwiązłym) Zachodem jest szczególnie widoczny. Europejskiemu czytelnikowi trudno pewnie byłoby się zgodzić z muzułmańskim zwyczajem, który pozwala mężowi odesłać żonę, o ile ta nie spełnia jego oczekiwań. Ale już podobnie jak Asiadeth może mu się nie podobać zachowanie Hassy, który przyjmuje jak gdyby nigdy nic do wiadomości informację, że przyjaciel usiłował nawiązać z romans z jego żoną (gwoli ścisłości dodajmy, że według Asiadeth powinien go po prostu zabić).

Powróćmy jeszcze na moment do motywu Romea i Julii. O ile bowiem z pewnością można go dostrzec w „Ali i Nino”, o tyle „Dziewczyna znad Złotego Rogu” nawiązuje do niego tylko pozornie. Dlaczego? Otóż dość szybko okazuje się, że to opowieść nie o parze kochanków a o miłosnym trójkącie. Pojawia się bowiem ów osmański książę, któremu dziewczyna była przyrzeczona, a który wywędrował do Ameryki, gdzie – jak wydaje się Asiadeth – „prawdopodobnie został kelnerem” (nic bardziej mylnego!). Co więcej – decyzja bohaterki, cokolwiek możecie teraz przypuszczać, jest zaskakująca. Ona sama zaś, wbrew temu, co myśli o niej Hassa i jego europejscy przyjaciele (lekceważą ją, uważają za naiwną), okazuje się silną i mądrą kobietą, górującą nad swoim wykształconym mężem. Asiadeth bierze sprawy w swoje ręce…

„Dziewczyna znad Złotego Rogu” to nie banalny romans, bazujący jedynie na wykorzystywanym wielokrotnie w literaturze konflikcie pomiędzy kochankami z różnych światów. To błyskotliwa i przewrotna historia o miłości i o utracie. O tym, czy można odejść od swojej tożsamości. To też po prostu znakomita, uniwersalna książka, momentami budząca uśmiech (albo wręcz głośny śmiech), momentami nostalgię. Pomimo że powstała w 1938 roku, czyta się doskonale!

Kurban Said, „Dziewczyna znad Złotego Rogu”, przeł. Agnieszka Gadzała, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2018, ilość stron 318.

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.

1 komentarz do “Kurban Said, „Dziewczyna znad Złotego Rogu” – RECENZJA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *