Kelly Barnhill, “Ogrzyca i dzieci” – RECENZJA

Było sobie pewne miasteczko, Wdoligłaźno, a w nim mieszkańcy żyjący w wielkiej szczęśliwości, dobrostanie, wrażliwi na dolę i niedolę drugiego człowieka, gdy trzeba pomagający sobie nawzajem. Pewnego dnia wydarzyło się tam jednak wielkie nieszczęście – spłonęła Biblioteka, a potem jeszcze kilka innych ważnych budynków użyteczności społecznej. I tak, powoli, ale nieuchronnie, Wdoligłaźno stało się miejscem smutnym, pełnym zgorzkniałych, przepracowanych, nierzadko głodujących ludzi, którzy zapomnieli o tym, co w życiu ważne i piękne. Aż wreszcie ktoś musiał ich przebudzić. “Ogrzyca i dzieci” Kelly Barnhill to książka przypominająca ciepły kocyk – otula duszę pięknem przedstawionej historii i choć zdarzy się po drodze wiele kłujących w serce niegodziwości, to całość niesie ze sobą wspaniałe przesłanie: dobro to jedyna wartość, która się mnoży, jeśli się ją dzieli. Myśl nienowa, ale warta przypominania.  

Wdoligłaźno niegdyś było urokliwym miasteczkiem, w którym ludzie wspierali się nawzajem, dyskutowali o książkach, w otoczeniu drzew, dających przyjemny chłód, a nierzadko również przepyszne owoce. Niestety, pożar Biblioteki strawił tu również niemal całkowicie życzliwość, otwartość i radość życia. Jedyną osobą naprawdę zadowoloną z mieszkania we Wdoligłaźnie jest Burmistrz. To arcyciekawa postać – pojawił się kiedyś, jako osławiony pogromca smoków, a potem nawet nie wiedzieć, kiedy został wybrany jako włodarz miasteczka. I choć we Wdoligłaźnie bardzo źle się działo, ów złotousty i złotowłosy jednocześnie Burmistrz miał przedziwną zdolność do manipulowania mieszkańcami. Przypomniał nieco znanych nam polityków. Wystarczy powiedzieć, że wyznawał zasadę: „Im więcej masz, tym więcej będą chcieli ci zabrać”. Czasem wdoligłaźnianie zachodzili w głowę, co też on właściwie robi, ale w towarzystwie Burmistrza zwykle jakoś nagle zapominali o wszelkich wątpliwościach. Ogarniało ich błogie zadowolenie, a przede wszystkim niewyczerpany zachwyt dla niego. Udział w tej historii będzie miał również pewien smok, ale o tym szzzz. 🙂

Pewnego dnia, właściwie nikt dokładnie nie wie, kiedy to się stało, na skraju Wdoligłaźna zamieszkała Ogrzyca. I jeśli stworzenia te kojarzą się Wam z postaciami z filmu animowanego “Shrek”, to tutaj możecie być bardzo zaskoczeni. Ogry są bowiem istotami długowiecznymi, o łagodnym usposobieniu, z wyjątkowymi uzdolnieniami do uprawy roślin – “w końcu ziemia najbardziej kocha tych, którzy okazują jej miłość”. Ogrzyca już tylko swoim wyglądem budzić powinna sympatię:  

Skóra Ogrzycy przypominała granit, a oczy lśniły niczym świeżo bite monety. Sztywne zielonożółte włosy sterczały w nieładzie na podobieństwo preriowych traw, czasami przyozdobione stokrotkami, mleczami czy bluszczem. Jak to ogry, odzywała się rzadko, lecz rozmyślała nieustannie.

Właśnie, powinna. Niestety, mieszkańcy niezbyt przychylnie patrzyli na to sąsiedztwo, powtarzając wstrętne przesądy na temat ogrów. Ona jednakże, niespecjalnie zresztą świadoma tych plotek, za cel postawiła sobie bycie dobrą sąsiadką i niesienie pomocy. Nad uratowaniem Wdoligłaźna, albo przynajmniej uczynieniem go miejscem bardziej znośnym do życia głowić się będą także dzieci mieszkające w Sierocińcu. I w końcu ścieżki wszystkich bohaterów będą musiały się skrzyżować. 

“Ogrzyca i dzieci” Kelly Barnhill to przepiękna powieść, zachwycającą wprost opowiedzianą historią. Jak to bywa w książkach z gatunku fantastyki, podział na dobro i zło jest jasny, chociaż pewne tajemnice będą się ujawniać w trakcie rozwoju fabuły. Zło jest tu zresztą naprawdę nikczemne, za to dobro niesie ze sobą ciepło i nadzieję. Właściwie całe przesłanie uosabia postać i postępowanie Ogrzycy: 

Nauczyła się wymieniać dobrocią, odkryła nieocenioną wartość bezinteresowności i gestów miłosierdzia. Im więcej z siebie dawała, tym więcej – zdawało się – miała. Był to najpiękniejszy rodzaj magii.

Akcja powieści momentami przerywana jest iście filozoficznymi rozważaniami, o naturze dobra czy istocie kłamstwa. Nadaje to książce wielowymiarowości, bardzo mi się one podobały. Jeszcze bardziej podobał mi się humor, może niezbyt często obecny, ale za to wyjątkowo celny. Przekomiczne są na przykład próby komunikowania się Ogrzycy z wronami, czy zabawy językowe – Ogrzyca po skonstruowaniu peryskopu, z braku lepszego nazewnictwa wymyśliła własne określenie: “patrzykąt” ewentualnie “gapiskręt”. Ubawiłam się serdecznie czytając tego rodzaju łamigłówki językowe (przy okazji – wielkie ukłony dla tłumacza, Łukasza Małeckiego – tekst musiał być naprawdę wyzwaniem!). 

Powieść “Ogrzyca i dzieci” przypomina pewne stare prawdy, jednakże w wyjątkowo urokliwy sposób. Podkreślone są tutaj wartości, te oczywiste jak miłość czy przyjaźń i te może nieco mniej, jak życzliwość, troska o drugiego człowieka, o wspólnotę, o dobro publiczne. To naprawdę piękna i bardzo mądra książka, jedna z lepszych jakie czytałam w kategorii literatury młodzieżowej.  

A polecam gorąco wszystkim, to świetna propozycja na prezent pod choinkę! 

Ola 

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Literackim. 

Kelly Barnhill, “Ogrzyca i dzieci”, przekład: Łukasz Małecki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022, liczba stron 440. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *