Moni Nilsson „Tyle miłości nie może umrzeć” – RECENZJA

Zdarzają się problemy tak duże, tak bolesne, że trudno o nich mówić. Trudno o nich pisać i trudno czytać. Jak opisać historię rodziny, której jeden z członków umiera na raka? Jak przekazać ją na kartach książki dla dzieci, tak żeby historia ta była prawdziwa w całym swoim okrucieństwie, a jednocześnie nie podcięła skrzydeł młodemu czytelnikowi, ale wręcz przeciwnie – podniosła go na duchu? Moni Nilsson znalazła na to sposób. Na kartach „Tyle miłości nie może umrzeć” opowiedziała o Lei, której mama powoli ale nieuchronnie odchodzi. Dziewczynka nie może pogodzić się z tą stratą, wścieka się i buntuje, sama zapada na chorobę – „raka agresji”, odtrąca przyjaciółkę, bije wszystkich naokoło… A mimo to mama jest coraz słabsza. Opowieść szwedzkiej autorki jest bezkompromisowa, nie owija w bawełnę, mówi wprost o cierpieniu chorej i jej bliskich, o trudnych emocjach, ale przy tym jest w niej szczególne piękno. Wszystko dlatego, że traktuje o śmierci, ale też o najpiękniejszych emocjach – miłości i przyjaźni. To książka, którą po prostu musicie przeczytać.

Dotąd Lea i Noja były nierozłączne. Od czasu jednak, gdy Noja stwierdziła, że mama Lei umrze, nad ich przyjaźnią zawisły czarne chmury. Lea wściekła się na przyjaciółkę, przewróciła ją i kopnęła, postanowiła już nigdy więcej nie odezwać się do niej. Ba! Postanowiła ją nienawidzić i dzięki temu utrzymać mamę przy życiu. Ta złość jej jednak nie wystarczyła, objęła i inne osoby z jej otoczenia, nawet Konrada, który był dla niej tak miły. „Może i ja mam raka. W rękach. A może dopadła mnie jakaś inna choroba. W każdym razie jest agresywna jak rak mamy i objawia się tym, że muszę się bić” – myślała. Przestała być dobra i miła nie tylko dla innych, ale i dla siebie. Przestała robić to, co wcześniej sprawiało jej przyjemność: spotykać się z Noją, spędzać z nią przerwy, grać w piłkę. Cóż, kiedy wszystko to nie pomagało, mama powoli umierała.

Opowieść snuta przez Moni Nilsson przedstawiona jest z perspektywy dziewczynki – to ona jest jej narratorką. Nic zatem dziwnego, że na pierwszym planie czytelnik obserwuje emocje Lei: smutek, złość, poczucie niesprawiedliwości, bezsilność i rozpacz. W rodzinie dziewczynki są jednak i inne, także istotne postaci – poza chorą mamą, tata, starszy brat, babcia, pojawiają się inni krewni i przyjaciele. Każdy z członków rodziny cierpi i każdy na swój sposób usiłuje poradzić sobie z chorobą mamy Lei. Kochają się (choć jak to w każdej rodzinie – ich relacje nie są idealne) i to zdaje się być najważniejsze. Pisząc o tych trudnych emocjach, Moni Nilsson unika jednak patosu, jakiejkolwiek podniosłości. Jej historia jest bliska życiu, niemal namacalna, jak krew, która tryska z nosa uderzonego przez Leę Konrada.

Lektura „Tyle miłości nie może umrzeć” to zatem bardzo emocjonujące doświadczenie czytelnicze – i to zarówno dla młodszych, jak i starszych odbiorów. A jednak smutek (bo co tu dużo mówić – opowieść jest  bardzo smutna) nie jest jedynym uczuciem, które będzie im towarzyszyć. Poruszające i podnoszące na duchu jest to, w jaki sposób bohaterowie radzą sobie w tak trudnym momencie życiowym. A radzą sobie dzięki sobie nawzajem – dzięki miłości i przyjaźni. Choć trudno nie uronić łez podczas czytania, trudno się i nie uśmiechnąć. Tak, w tej książce jest i całkiem sporo humoru! Poza bolesnymi doświadczeniami związanymi z chorobą mamy, bohaterka doświadcza i innych, charakterystycznych dla jej wieku emocji: zauroczenia, sympatii czy zazdrości o przyjaciółkę.

Podsuwając dzieciom propozycje czytelnicze rodzice czy opiekunowie często boją się pozycji poruszających tak przykre tematy, jak ta autorstwa Moni Nilsson. To błąd. Podobne problemy zdarzają się przecież w realnym życiu, a młodzi ludzie o nich myślą. Dobra, wartościowa literatura zaś może pomóc się z nimi oswoić, przemyśleć. Może pomóc w znalezieniu odpowiedzi na bardzo trudne pytania.

– Po co się właściwie rodzić, skoro się i tak umiera? – zastanawia się Noja.
Nawijam sobie na palec kosmyk jej długich włosów.
– Ale gdybyśmy się nie urodziły, to nigdy byśmy się nie poznały.
– W sumie racja – mówi Noja. – Z takiego powodu warto się urodzić, nawet jeśli ma się potem umrzeć.

Książkę gorąco polecam dzieciom w wieku około 9+, a także znacznie starszym czytelnikom bądź do wspólnego, głośnego czytania.

Agata

Moni Nilsson, „Tyle miłości nie może umrzeć”, przeł. Agnieszka Stróżyk, il. Joanna Hellgren, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2021, ilość stron: 171.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *