Maryla Szymiczkowa, „Złoty róg” – RECENZJA

„Nie mogłam uwierzyć, co ten Wyspiański z tego zrobił! To w ogóle nie tak było! A poza tym z całą pewnością nie miałam na sobie sukni w kolorze bordo!” – skomentowała profesorowa Zofia Szczupaczyńska po obejrzeniu teatralnego skandalu sezonu, czyli „Wesela”. I bez wątpienia  wiedziała, co mówi. Wykorzystując bowiem zarówno siłę charakteru (którą złośliwi nazwaliby tupetem), jak i ostrze parasolki, zupełnie przez przypadek wbijane w obuwie stojących jej na drodze osób, zajęła doskonałe miejsce w Bazylice Mariackiej podczas ślubu młodego poety Rydla z chłopką, Jadwigą Mikołajczykówną. Mało tego, pchana tąż siłą charakteru, ciekawością (którą złośliwi nazwaliby wścibstwem) i przebiegłością, wprosiła się na wesele do Bronowic. A tam… stała się świadkiem nie tylko wydarzeń, które oceniła z zupełnie innej perspektywy aniżeli Wyspiański, ale i dostrzegła więcej. Znacznie więcej! Nic w tym zresztą dziwnego. W pewnych krakowskich kręgach profesorową nie bez kozery oceniano jako znakomitą detektywkę amatorkę, a jej niewątpliwe zdolności pomogły rozwikłać niejedną już kryminalną zagadkę. Czy tak będzie i tym razem? Czy nie zawiedzie jej instynkt śledczy, nie zabraknie determinacji? Wszak rozchodzić się będzie nie tylko o trupa (albo – w liczbie mnogiej – trupy), ale i o rzecz szerszą, o narodowe spiski, o „sprawę polską”.

„Złoty róg” Maryli Szymiczkowej, czy raczej pisarskiego duetu Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego (prawda, że panowie przyjęli uroczy pseudonim?), to czwarta już część retrokryminalnej serii opowiadającej o niezrównanej detektywce, profesorowej Zofii Szczupaczyńskiej, i prowadzonych przez nią śledztwach. Profesorowa to poważana krakowska matrona, wzorowa żona, świetnie prowadząca dom (choć przysyłane z biura stręczenia sług pani Mikulskiej dziewczyny zmieniały się w tym domu nader szybko, jedynie Franciszka radziła sobie z… wysokimi wymaganiami profesorowej), osoba niezwykle oszczędna (ach, osobny artykuł można by na ten temat napisać), spostrzegawcza i inteligentna.  Choć wiedzą o tym nieliczni (a wśród tego wąskiego grona sam krakowski sędzia śledczy, Rajmund Klossowitz), już kilkukrotnie rozwiązała kryminalne zagadki, wspomagając lokalne służby. O detektywistycznych perypetiach Szczupaczyńskiej czytelnik mógł przeczytać w kolejnych tomach serii: „Tajemnicy domu Helclów”, „Rozdartej zasłonie”  i – chyba mojej ulubionej  – „Seansie w Domu Egipskim”.

Tom czwarty to, podobnie jak poprzednie, wysmakowana opowieść, pełna inteligentnego humoru, z gdzieniegdzie wplecionymi subtelnymi komentarzami współczesności (bo jak inaczej odebrać fakt, że stróż w Muzeum Czartoryskich nosi nazwisko Gliński?). To czarujący obrazek dawnego Krakowa (akcja „Złotego rogu” rozgrywa się w roku 1900), z mnóstwem detali społeczno-obyczajowych i misternie utkaną grą wokół „Wesela” – wydarzenia historycznego, w kulturze utrwalonego dzięki literackiej fikcji. Sami autorzy przyznali, że inspirował ich nie tylko dramat Wyspiańskiego, ale i inne prace, w tym „Plotka o Weselu Wyspiańskiego” Tadeusza Żeleńskiego, a nawet – tak, tak – filmowa wersja Wajdy. Trzeba przyznać, że szczególna powieściowa zabawa z postaciami, będącymi uczestnikami wesela, tak silnie utrwalonymi w kulturze, i z wygłaszanymi przez nie słynnymi słowami – to prawdziwy majstersztyk.

Mniej natomiast uwodzi sama intryga kryminalna. Wprawdzie to nie dla niej (nie przede wszystkim dla niej) chętnie sięgam po historie przygód krakowskiej matrony, ale tym razem wątek detektywistyczny chwilami wydawał mi się wręcz nużący. Niemniej lektura dostarcza naprawdę wielkiej czytelniczej radości. Nie zawiodła mnie postać głównej bohaterki, nie bez racji nazywanej panią Dulską i panną Marple w jednej postaci. Uwiódł klimat opowieści – lekki i przyjemny, choć poparty przecież bardzo głęboką i ciekawą znajomością świata przedstawionego. Spójrzcie na ten uroczy opis stroju Zofii:

(…) najpierw widać było z daleka wielki granatowy kapelusz, uwieńczony kruczymi skrzydłami, opadający połową ronda na lewe oko, a niżej sylwetkę wciętą jak klepsydra (Rózia musiała się bardziej niż zazwyczaj pastwić nad sznureczkami gorsetu): suknia z czarnego aksamitu rozszerzała się ku ziemi szerokimi rozcięciami, spod których pobłyskiwały plisy z szafirowej satyny. Wyżej bolerko z długimi rękawami, ozdobione szamerowaniami z takiegoż szafirowego sutaszu, opinało ramiona, z których zwieszała się, rzucona jakby od niechcenia, sobolowa etola, która tak ucierpiała na weselu w Bronowicach. Formy dopełniała aksamitna pompadurka oraz parasolka kryta granatową taftą, z fikuśnie wyciętą rączką, bardzo art nouveau. Wprawdzie grubszy płaszcz, zważywszy na chłody, byłby wskazany, ale w pewnych kwestiach Zofia nie zamierzała iść na żadne kompromisy.

Przed czyimi drzwiami profesorowa Szczupaczyńska stanęła w tak imponującym odzieniu? Robiła piorunujące wrażenie – to jasne, ale jaki cel jej przyświecał? Nic więcej nie zdradzę ponad to, że w „Złotym rogu” wydawać by się mogło dobrze już znana bohaterka odsłania nieco inne swoje oblicze. Choć ona sama, czytając te słowa, najpewniej zaprzeczyłaby gwałtownie, a jeszcze pewniej zawrzała z gniewu, nazwę je obliczem romansowym. I z tym większą ciekawością sięgnę po kolejną część serii. Może obok wspaniałego obrazka z epoki i retrokryminału odnajdę w niej i elementy retroromansu?

Agata

Maryla Szymiczkowa, „Złoty róg”, cykl: „Profesorowa Szczupaczyńska Zofia” tom 4, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, liczba stron: 318.

1 komentarz do “Maryla Szymiczkowa, „Złoty róg” – RECENZJA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *