Gdybyście w realnym życiu spotkali Sandrę, bohaterkę powieści „Instastory” czeskiej autorki Ivy Hadj Moussy, moglibyście pomyśleć, że wiedzie ona szczęśliwe życie. Jest ładna, nawet bardzo ładna, w dodatku zadbana i dobrze ubrana (i cóż, że „w butach do kostek, z frędzlami i seksownym zameczkiem marzną nogi”). Pracuje jako dziennikarka w lifestylowym czasopiśmie „Helena’s Diary”, a w życiu prywatnym jest szaleńczo, i z wzajemnością, zakochana w swoim chłopaku, Mirku. A jednak Sandra szczęśliwa nie jest. Owszem, ma świadomość własnej urody, ale użytkownicy Instagrama zdają się jej nie dostrzegać. Jak bardzo by się nie starała, pod jej zdjęciami pojawia się najwyżej kilka marnych serduszek, a kariera instagramowej influencerki za nic nie chce się rozwinąć. Praca? Podjęła ją z myślą, że „będzie robić wywiady i pisać o burlesce”, a zajęła się rubryką o organizacjach pożytku publicznego. I wreszcie Mirek. Jest jej wymarzonym, przystojnym, wspaniałym… niestety leniwym nieudacznikiem, wymyślającym co rusz to nowe biznesy, mające szybko uczynić go bogatym mężczyzną sukcesu, lecz w praktyce przysparzające mu jedynie długi i problemy. Tym czasem i on, i Sandra, mają duże ambicje. Oboje chcieliby życia na poziomie, podróży, dobrych ciuchów i drogich restauracji, rzecz jasna przy nieznacznym nakładzie pracy. Kiedy więc podczas wywiadu dziewczyna poznaje sławnego kompozytora, para wpada na szatański pomysł.
Oczywiście to zaledwie początek tej szalonej historii, pełnej zaskakujących zwrotów akcji (wierzcie mi – naprawdę zaskakujących!). Historii przez wydawcę nazwanej komedią kryminalną. Czy słusznie? W znacznym stopniu tak, bowiem czytelnika „Instastory” czeka i spora dawka humoru, i wątek kryminalny, na którym cała fabuła w zasadzie się opiera. Iva Hadj Moussa proponuje jednak nieco inną komedię kryminalną niż większość współczesnych polskich twórców tego gatunku, jak Alek Rogoziński (notabene niezwykle ubawiłam się przy lekturze jego ostatniej powieści, „Teściowe muszą zniknąć”), Katarzyna Berenika Miszczuk czy Jacek Galiński. Jeśli literatura czeska kojarzy się wam z czarnym, absurdalnym humorem – to dokładnie taki rodzaj zabawy znajdziecie w „Instastory”. Wydarzenia, w które uwikłana jest para głównych postaci, ale też kilkoro innych (kompozytor Johannes, jego matka Alicja, przyjaciółka Sandry – Zorka) stopniowo nabierają tempa, by toczyć się coraz szybciej, stwarzać coraz bardziej nieprzewidywalnie, coraz bardziej absurdalnie sytuacje. Ale, ale! „Instastory” to nie tylko przyjemna i śmieszna lektura. To książka, która ma drugie dno, tyle bawi, co… smuci.
Smutny jest rysowany przez autorkę obraz współczesnego społeczeństwa, skoncentrowanego na pozorach, blichtrze życia. Smutne jest dążenie do pozornego szczęścia po linii najmniejszej oporu. Smutne jest w ogóle wyobrażenie tego szczęścia. Smutna jest chęć młodych ludzi, zwłaszcza młodych kobiet, do kreowania własnego wizerunku i robienia kariery w social mediach. I co mnie najbardziej poruszyło – niezwykle smutny jest przedstawiony przez Ivę Hadj Moussę portret głównej bohaterki.
Sandra może początkowo nie budzić sympatii. Jest próżna, powierzchowna, nieszczególnie pracowita, nie dostrzega czy nie chce dostrzegać oczywistych wad swojego mężczyzny. No i planuje awans społeczny i własne szczęście poprzez oszustwo, wykorzystanie niewinnego człowieka, ba!, poprzez morderstwo. To, co mówi, myśli, może wzbudzać pobłażliwy uśmiech czytelnika bądź go zwyczajnie bawić. Mi jednak dość szybko zaczęło być Sandry po prostu żal. Buduje poczucie własnej wartości na tym, co fizyczne, zewnętrzne i pozorne: urodzie, seksie, pobieżnej znajomości kultury, świadomości tego, czego ludzie od niej oczekują. A może ona po prostu nie ma poczucia własnej wartości? Wszak jej ukochany uważa ją za głupszą (choć to ona wie, że „analiza WHAT”, o której mówi Mirek, jest „analizą SWOT”, a według niego „nić Ariadny” jest „nicią Adrianny”). Niczego poza walorami fizycznymi nie docenia w niej także drugi mężczyzna, Johannes, a ona sama „często udaje, że nie jest zbyt mądra, by zdobyć sympatię rozmówców”. Co więcej, rodzice Sandry, skoncentrowani jedynie na sobie, też są nią rozczarowani: „Chcieli, by została prezenterką wiadomości lub chociaż pogodynką”.
Z tych powodów być może Sandra idealizuje Mirka, widzi w nim tylko to, co dobre, udaje tę głupszą, pragnie szczęścia bardziej dla niego niż dla siebie. To dziewczyna, jakich wiele, nie tylko w czeskim Brnie, ale na świecie. Pozornie nowoczesna, a w gruncie rzeczy zagubiona, pokonana przez social media, kreujące fałszywy wizerunek ładnych i szczęśliwych ludzi, pokonana przez oczekiwania społeczne i ludzi z jej najbliższego otoczenia. Czy mogłaby żyć inaczej? Obserwując młodych ludzi w kawiarni, „trochę im zazdrościła ich przyszłych powieści, sztuk teatralnych, tomików wierszy. Projektów. Filmów. Zdjęć. Idą własną droga i nie muszą nikogo zabijać, żeby mieć się dobrze”.
Naprawdę zaskakujące jest, ile prawdy jest w tej przerysowanej, komediowej postaci. Niemniej przerysowani są zresztą i inni bohaterowie: Mirek, Zorka, neurotyczny Johannes. Uwikłani w dziwne sytuacje, śmieszni, wręcz groteskowi, wypełniają swoje role. A śledzący ich losy czytelnik dobrze się bawi, ale też ma ochotę nimi potrząsnąć, bo przecież można inaczej.
„Instastory” to interesująca powieść, która rzeczywiście może być dobrym wakacyjnym wyborem. Świetnie się ją czyta, lecz co najważniejsze – pod pozornie błahą opowieścią kryje się głęboka refleksja.
Agata
Iva Hadj Moussa, „Instastory”, tłum. Mirosław Śmigielski, Wydawnictwo Stara Szkoła 2020, ilość stron: 306.
Nie mówię nie 🙂