Maciej Siembieda, „Katharsis” – RECENZJA

Plany Kostasa Tosidosa o podjęciu studiów chemicznych upadają, gdy wybucha II wojna światowa. Młody mężczyzna zamiast na uniwersytet trafia do konspiracji, do greckiej partyzantki, a wreszcie – już z żoną i trójką dzieci – na statek „Kościuszko” płynący do Gdyni z greckimi i macedońskimi uciekinierami na pokładzie. Tosidosowie zostają przewiezieni do tajnego szpitala wojskowego na wyspie Wolin, otrzymują polskie obywatelstwo i jako Tosidowscy mają rozpocząć nowe życie w nowej ojczyźnie. Ale los znowu nie jest łaskawy.
Dla Zygmunta Molendy, zwanego „Sacharyną”, Gdynia lat trzydziestych rzeczywiście okazuje się „miastem z morza i marzeń”.  U boku wujka przemytnika rudy młodzieniec robi błyskotliwą karierę… jako bandyta. Wkrótce jednak gdyński król czarnego rynku zostaje zdradzony, a więzienie i wojna zmieniają jego życie.
Janis Tosidowski mieszka po wojnie we Wrocławiu z matką i siostrą bliźniaczką. Jest drobny, ale ma w sobie gniew i siłę, które z czasem przeradzają się w obiecująca karierę bokserską. Przerywają ją dramatyczne okoliczności, Janis zostaje milicjantem, a jedno ze śledztw przybliża go do prawdy o przyczynach przedwczesnej śmierci ojca.
W peerelowskiej Gdyni młodziutki Marek Molenda, noszący ze względu na ciemną karnację pseudonim „Zulus”, próbuje swoich sił w przestępczym światku. Kiedy kończy osiemnaście lat, w jego życiu pojawić ma się znany dotąd jedynie z listów ojciec Egipcjanin. Tymczasem wydarza się znacznie więcej…
Historie wszystkich postaci w zadziwiający sposób splatają się w tej obejmującej blisko siedemdziesiąt lat grecko-polskiej sadze. Wojna ze swoim najgorszym obliczem, polityka, która zawsze jest brudna i bezlitosna, rzucają nimi po świecie, poczynając od Salonik, przez Gdynię i Wrocław, na Belgradzie i Kairze kończąc. Choć pozornie niewiele mają ze sobą wspólnego, wiąże ich jedno – ukryta głęboko w Sudetach kopalnia Uranu i zamknięty w niej cenny, niewyobrażalnie niebezpieczny ładunek. Będą walczyć o życie swoje i swoich bliskich, o tożsamość, o władzę nad własnym losem, wreszcie o prawdę… Tylko czy prawda przyniesie katharsis?

„Katharsis” Macieja Siembiedy to współczesna epopeja, łącząca w sobie powieść historyczną, kryminał i sensację, która poraża wręcz rozmachem, mnogością  fikcyjnych i historycznych wątków, misternie splecionych w oszałamiająca całość. Tak, to bez wątpienia najlepsza książka Siembiedy, choć i czytelnicy, i recenzenci, wysoko cenią cykl o Jakubie Kani czy inne publikacje, chociażby znakomity „Gambit” (TU przeczytacie recenzję).  W „Katharsis” niemożliwe stało się możliwe. I to zarówno jeśli chodzi o rozwiązania fabularne, zaskakujące i dramatyczne niczym w tragedii greckiej, jak i konstrukcję całości opowieści. W jaki sposób autor zbudował ją z tak wielu autentycznych i wymyślonych elementów, poplątał i pogmatwał, dorzucił tak wiele dramatów, zaskoczeń, zwrotów akcji, utrzymując uwagę i napięcie czytelnika przez blisko sześćset stron lektury? To gatunkowy majstersztyk.

Podoba mi się jednakże nie tylko mistrzowski warsztat pisarza i umiejętność łączenia fikcji z ciekawymi wydarzeniami historycznymi (by powiedzieć chociażby o jednej z najbardziej spektakularnych operacji sabotażowych drugiej wojny światowej – wysadzeniu mostu Gorgopotamis w 1942 roku przez brytyjskie siły specjalne do spółki z greckim ruchem oporu). Siembieda, rzucając swoich bohaterów w wir wielkiej historii, daje jej ciekawy i niejednoznaczny obraz. Nie ma tu miejsca na patriotyczny patos. Historia, zwłaszcza polska, jest trudna i skomplikowana, a przypadek nierzadko sprawia, że bohater znajduje się po jednej czy po drugiej stronie barykady. Oficer milicji może być przyzwoitym człowiekiem, były więzień Oświęcimia zaś – nikczemnym i podłym.

Tu pojawia się odwieczne i uniwersalne pytanie – znowu nawiązujące do tradycji antycznego dramatu – na ile my ludzie możemy mieć wpływ na własne losy? Czy bohaterowie Siembiedy to rzeczywiście tylko marionetki pociągane za sznurki przez potężne siły? Czy ich działania, próby przeciwstawiania się dziejom, polityce, losowi, mają sens? Czytajcie „Katharsis” – lektura przynosi naprawdę interesujące odpowiedzi.

Ale, ale! Powodów, dla których warto sięgnąć po tę niemałych rozmiarów książkę jest więcej. Dla mnie jednym z najważniejszych jest obraz międzywojennej i potem komunistycznej Gdyni. Pisarz, który sam mieszkał w białym mieście przez kilka lat, powraca do niego w swojej twórczości (stąd choćby pochodzi Jakub Kania). Nie ulega jednak mitologii miejsca, które dało ojczyźnie port, stało się oknem Polski na świat. Siembieda pokazuje i inne oblicze Gdyni – biedę takich dzielnic jak Kack czy  Budapeszt (nazwany tak przez mieszkańców od domów-bud), rozkwit przestępczości, której znakomite warunki rozwoju dawało miast portowe, jednocześnie blisko graniczące z Wolnym Miastem Gdańsk. A następnie, już po wojnie, specyfikę tego miejsca, w którym królował nielegalny handel, marynarze dzięki przemytowi zbudowali osiedle domów od przemycanego towaru zwane Zegarkowem, a powiew zachodniego luksusu odnaleźć można było w sprzedawanych na Hali Targowej ortalionach, jeansach i innych dobrach. Trzeba powiedzieć, że autor świetnie pokazuje ten lokalny koloryt – nie tylko w odniesieniu do Gdyni zresztą. Znakomicie osadza historię w warstwie obyczajowej, opowiadając o tym, co się jadło, co ubierało, jak mieszkało.

Maciej Siembieda podpisujący książki po spotkaniu w sopockiej Księgarni Smak Słowa.

Czy można mieć zatem jakiekolwiek zastrzeżenia do „Katharsis”? Otóż tak. Wydawać by się mogło, że mówiąc o tak obszernej powieści, narzekać można raczej na nadmiar: wątków czy postaci. Tymczasem ja odczuwam niedosyt. Nie wobec rozwiązań fabuły – tu, co trzeba, zostało dopowiedziane. Myślę raczej o po macoszemu potraktowanych postaciach – Marka Molendy vel „Zulusa” i Mariji Tosidos. Postać Marka, kluczowa dla konstrukcji powieści, nie tyle jest tajemnicza, co pozbawiona psychologicznej głębi i motywacji. Stąd – w przeciwieństwie do Kostasa czy Janisa – trudno zrozumieć tego bohatera, trudno się z nim utożsamić. Zawiodła mnie też Marija, jedyna interesująca postać kobieca w „Katharsis” (Katharina, żona Kostasa, i Krystyna to bohaterki jednowymiarowe). To mieszkająca w Polsce Greczynka, lekarka, której uniemożliwia się otwarcie przewodu doktorskiego, boleśnie doświadczona i… tyle właściwie o niej wiadomo. Autor nie odsłania przed czytelniczkami i czytelnikami nic poza suchymi faktami dotyczącymi kobiety, a bez wątpienia jej przeżycia i emocje mogłyby być bardzo ciekawe. Zwłaszcza że brakuje w powieści perspektywy kobiecej. Cóż, można żywić nieśmiałą nadzieję, że twórca rozwinie jeszcze obie postaci. Zapowiada bowiem książkę, która w jakiejś mierze będzie kontynuacją czy też nawiązaniem do „Katharsis”.

Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak czekać niecierpliwie na kolejną sagę Macieja Siembiedy i nie mniej niecierpliwie na filmową adaptację powieści (prawa do niej zostały zakupione przez producenta z Grecji!).

Agata

Maciej Siembieda, „Katharsis”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2022, liczba stron: 576.

Zdjęcie książki wykonano w sopockiej Księgarni Smak Słowa, miejscu z duszą, gdzie znajdziecie tylko dobrą literaturę i zawsze możecie liczyć na fachową pomoc.


1 komentarz do “Maciej Siembieda, „Katharsis” – RECENZJA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *