„Cisza w Pradze” Jaroslav Rudiš, Wydawnictwo Książkowe Klimaty, 2014.
Praga, miasto setek wież, Paryż Wschodu, czeskie piwo, Most Karola. Zdaje się, że o tym mieście można tylko pozytywnie, z sentymentem, nostalgią. Gdy czytam, że przytłacza, śmierdzi i nudzi, buntuje się we mnie wszystko. W takiej innej od moich wyobrażeń Pradze mijają się bohaterowie powieści Rudiša. Tam każdy przed czymś ucieka, powraca do wspomnień z dzieciństwa, pierwszej miłości. Uciekają, a jednocześnie tkwią w miejscu, pragną ciszy, a stoją na środku skrzyżowania. Chcą zmienić coś w życiu, ale za chwilę, po wypiciu porannej kawy, wina, najlepiej jutro. Taką ucieczką jest muzyka, głośna, przyciszana, ale ciągle obecna. Słyszymy, jak w kabinie tramwaju Petra przebija się przez stukot żelaza piosenka New Order puszczona na full: My morning sun is the drug That brings me near To the childhood I lost. O ile łatwiej jest mu kierować tramwajem niż swoim życiem. Vanda, zagubiona młoda dziewczyna, zakłada ze znajomymi zespół Kill the Barbie. Na scenie może wykrzyczeć swoje pretensje do świata, do rodziców, do chłopaka, który zdradził. Vladimír może nas jednocześnie bawić, ale musimy przyznać, że chociaż na chwilę zatrzymamy się nad jego misją zbawienia świata od hałasu. Walka z nożyczkami poczciwego staruszka w burym płaszczu. Hana gdzieś daleko od domu przeżywa swoją pierwszą la petite mort. Czy przez to można usprawiedliwić zdradę? Hana nie oczekuje usprawiedliwienia, raczej spokoju, żeby wreszcie dokończyć powieść Fernando Pessoi „Księga niepokoju“, do której bezustannie wraca. Odkrywamy bohaterów poprzez kolejne rozdziały, powoli, stopniowo poznając tajniki ich przeszłości. Każdy rozdział może zburzyć nasze wyobrażenia. Niczego nie możemy być pewni ani jednoznacznie żadnego ocenić. Jaroslav Rudiš też gra, na wszystkich naszych emocjach. Czytamy i zadajemy sobie pytania, jakie my fragmenty rzeczywistości zatrzymujemy na zdjęciach? Gdzie wracamy myślami przy piosenkach The Cure? Co z ciszą, czy jej nie potrzebujemy? Aga